Policja wnioskuje o ukaranie - na podstawie Kodeksu wykroczeń - siedmiu osób, stawiając im zarzut zakłócenia spokoju i porządku publicznego, poprzez blokowanie sprzętu do prac leśnych i uniemożliwianie prowadzenia działań pracownikom firmy, która prowadziła wycinkę. Grozi za to kara aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny. Protest, którego sprawa dotyczy, miał miejsce 8 czerwca w Czerlonce Leśnej (gm. Hajnówka); był jednym z kilku pierwszych, zorganizowanych w Puszczy Białowieskiej przez aktywistów Greenpeace i Fundację Dzika Polska. Kiedy rozpoczęła się blokada harvesterów, na miejscu pojawiła się straż leśna, która poprosiła też o pomoc policję. Ta interweniowała wobec osób, które uniemożliwiały wyjazd maszyn. Wobec przynajmniej kilku osób funkcjonariusze użyli siły fizycznej, by je odciągnąć od maszyn do wycinki. Kilkanaście osób zostało wylegitymowanych. Na rozprawę stawiło się pięcioro obwinionych; wobec dwóch osób pozostałych sąd może wydać wyrok zaoczny. Zanim postępowanie przed sądem rozpoczęło się, obrońca obwinionych złożył wniosek o odroczenie sprawy w związku z postępowaniem wszczętym przez Trybunał Sprawiedliwości UE. Chciał, by z rozpoznaniem wniosków policji o ukaranie obwinionych sąd w Hajnówce zaczekał do orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości UE. Mówił, że według informacji prasowych, takie orzeczenie może zapaść już we wrześniu. Pod koniec lipca Trybunał wydał tymczasowy nakaz zaprzestania wycinki w Puszczy Białowieskiej na obszarach chronionych do czasu wydania wyroku. Trybunał wydał wstępny nakaz na wniosek KE, która uważa, że kontynuowanie wycinki może przynieść nieodwracalne zmiany na terenie puszczy. Sąd w Hajnówce ów wniosek obrony oddalił. Pięcioro obwinionych składało w środę wyjaśnienia, ale do zarzutów nie przyznali się. Jak podkreślali, 8 czerwca wzięli udział w pokojowym proteście przeciw nielegalnej wycince drzew w Puszczy Białowieskiej. Mówili, że ich zadaniem było powstrzymanie ciężkiego sprzętu i ochrona dziedzictwa narodowego, jakim jest puszcza. W ich ocenie, wycinka szkodzi przyrodzie, a także wizerunkowi Polski na arenie międzynarodowej. Jeden z obwinionych powiedział, że protest tego dnia "był aktem rozpaczy", bo wcześniejsze działania, jak pisma i petycje, "nie zrobiły wrażenia na polskim rządzie". Obwinieni mówili też, że gdyby trzeba było protestować jeszcze raz, nie zawahaliby się. Uważają, że ich działania nie zakłóciły porządku publicznego, a protest - jak podkreślali - był cichy, bez żadnych okrzyków. W ich ocenie policja nie reagowała w momentach, gdy zagrożone było zdrowie i życie protestujących, jak w przypadku uruchomienia jednej z maszyn. Pytani też byli, jak na ich protest reagowała lokalna społeczność; mówili, że spotkali się ze słowami wsparcia, mieszkańcy przynosili im też jedzenie i wodę. Sąd rozpoczął w środę przesłuchiwanie świadków. Jako pierwszy zeznawał kierownik jednej z firm, nadzorujący pracę maszyn. Zeznał, że to on wezwał do interwencji policję, gdy protestujący odrzucili jego prośbę o odejście od maszyn i nieblokowanie sprzętu. Mówił, że po przyjeździe policji, to ona zarządzała terenem, on nie podejmował żadnych działań. Dodał, że jedna z maszyn została na chwilę uruchomiona, ale - jak wyjaśniał - służyło to tylko zabezpieczeniu oleju. Mężczyzna pytany był też o reakcje społeczności lokalnej. Mówił, że osoby, które spotkał, "wykazywały brak sympatii" dla ekologów i ich protestu. Sąd nie zdążył przesłuchać wszystkich wezwanych na środę świadków; przesłuchania będzie kontynuował na rozprawach zaplanowanych na 6 i 8 listopada. Wśród tych świadków będą również osoby wskazane przez obrońców obwinionych. Sąd nie wykluczył też konieczności zapoznania się z nagraniami z przebiegu protestów. W związku z protestami w Puszczy Białowieskiej, do tej pory powiatowa komenda policji w Hajnówce skierowała do sądu wnioski o ukaranie 17 osób. Wobec kolejnych blisko 40 postępowanie jeszcze trwa.