Zdaniem politologa, niewiele osób zmieni po debacie zdanie na temat rządu, opozycji czy Tuska. - Utwierdziła ona w przekonaniu zwolenników obu stron - rządowej i opozycyjnej - uznał Rubisz. Dodał też, że czwartkowa dyskusja w Sejmie nie zaważy na sondażach. Jego zdaniem PO wychodziła już z większych opresji, jak np. afera hazardowa, która bezpośrednio dotknęła polityków Platformy. Według eksperta, premier w swoim sejmowym wystąpieniu dotknął istoty rzeczy - pytał, jakie ma być państwo. Rubisz ocenił jednak, że Tusk miewał już bardziej porywające wystąpienia. - Premierowi trzeba oddać, że postawił istotne pytanie, czy Polska powinna być krajem nadzorczym, czy raczej krajem ufającym ludziom - mówił politolog. Zauważył, że w opinii Tuska powinna być realizowana wizja państwa, w której rząd nie jest nadzorcą i kierownikiem od wszystkiego. - To daje, zdaniem premiera, prawdziwy sens liberalnej demokracji. Państwo wszechwiedzące i wszechwładne, silne, łatwo może iść w stronę autorytaryzmu - dodał ekspert. "Zbyt wierzymy w oświecony absolutyzm" - A my ciągle zbyt wierzymy w oświecony absolutyzm, męża opatrznościowego, który wszystkiego dopilnuje i zapobiegnie wszystkim złym posunięciom obywateli - zaznaczył politolog. Jego zdaniem, w sejmowej debacie nad informacją premiera pojawiały się "nuty racjonalizmu". - Ginęły one jednak w natłoku emocji i politycznego bicia piany, na przykład sugestii dotyczących tego, że twórca Amber Gold miał oparcie w politykach Platformy albo że Donald Tusk ostrzegał swego syna przed pracą w OLT, bo dysponował tajnymi informacjami - zauważył Rubisz. Jak ocenił, z tych ostatnich oskarżeń premier się wybronił przywołując przykłady tekstów o Amber Gold publikowanych jeszcze w roku 2010. Większość nie interesuje wyjaśnienie sprawy Rubisz zwrócił uwagę, że gdy przemawiali minister finansów Jacek Rostowski, prokurator generalny Andrzej Seremet czy urzędnicy resortu finansów, którzy wyjaśniali finansowo-urzędniczą stronę sprawy Amber Gold, trzy czwarte sali sejmowej świeciło pustkami. - Większości uczestników tej debaty wcale nie interesuje wyjaśnienie sprawy - ocenił naukowiec. Według niego czwartkowa debata miała trzy wymiary. Pierwszy - finansowy - dotyczył oszustwa. Rubisz zwrócił uwagę, że dyskusja dotyczy 100 mln zł oszczędności ok. dwóch tysięcy osób w państwie, w którym oszczędności obywateli ogółem to bilion złotych. - Jak sobie to uświadomimy, wątek trzeba uznać za niemający większego znaczenia. Oczywiście wyłącznie w kontekście finansowym, a nie ludzkim - zastrzegł. Opozycja chciała w debacie osłabić rząd Drugi z wątków - dodał - dotyczył ustroju. - Zarysował go doskonale premier - powiedział Rubisz. Trzeci z wątków - zaznaczył - to rzecz czysto polityczna i zupełnie w takiej sytuacji naturalna. - Opozycja, korzystając ze sprawy Marcina P., chciała w debacie osłabić rząd. Dlatego Jarosław Kaczyński, opierając swój wywód o sprawę Amber Gold, stawiał pytania o ustrój państwa i mówił jednocześnie o jego zmianie. Konkluzja takiego wywodu mogła być jedna: żeby zmienić państwo, potrzebna jest zmiana władzy - podkreślił politolog. "Sprawa Amber Gold to manna z nieba dla PSL" Jak zaznaczył, głosy mówiące, że państwo abdykowało to nadużycie. - W kontekście sprawy Amber Gold możemy mówić o problemie poszczególnych ogniw, w których pracują ludzie. To nie jest sytuacja, która stawia w stan oskarżenia państwo - stwierdził Rubisz. Jak dodał, nie da się stworzyć prawa, które będzie blokowało wszelkie oszustwa. Jego zdaniem niemożliwe jest też stworzenie instytucji, które będą działały idealnie. - Każdą tworzą ludzie, a gdy w grę wchodzi czynnik ludzki zawsze może się pojawić problem braku kompetencji, wiedzy, beztroska, a nawet przestępcze zamiary - podkreślił. Politolog zwrócił też uwagę, że sprawa Amber Gold to manna z nieba dla PSL - sprawy taśm PSL odeszły na plan dalszy. - W dodatku w związku z tą sprawą ludowcy mogą wstać z kolan - zauważył Rubisz. Interesuje cię sprawa Amber Gold? Kliknij, żeby włączyć powiadomienia o najświeższych informacjach na ten temat Raport specjalny serwisu BIZNES ws. Amber Gold