W środę przed Sejmem doszło do zamieszek protestujących rolników z policjantami. W policjantów rzucano m.in. kostką brukową, a służby odpowiadały np. gazem łzawiącym. Do sprawy odniósł się minister spraw wewnętrznych Marcin Kierwiński, który podkreślił, że należy rozróżnić dwie kategorie protestujących. Jedną z nich byli rolnicy, którzy, protestowali spokojnie, zgodnie z prawami przysługującymi każdemu obywatelowi. - Mieliśmy też do czynienia z grupką chuliganów, prowokatorów, którzy zaatakowali policję i co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Wszyscy widzieliśmy te obrazki, gdy drzewce, na których zawieszone były biało-czerwone flagi, posłużyły do tego, aby wydłubać kostkę brukową i ta kostka brukowa leciała w kierunku policjantów - mówił Kierwiński. Innego zdania są natomiast politycy Prawa i Sprawiedliwości, którzy jednoznacznie stanęli po stronie protestujących, sugerując, że zamieszki wywołali sami policjanci dowodzeni przez Kierwińskiego. Szef klubu PiS Mariusz Błaszczak zapowiedział złożenie wniosku o wotum nieufności dla ministra spraw wewnętrznych z powodu środowych starć. O komentarz do sprawy poprosiliśmy Jerzego Dziewulskiego, doświadczonego policjanta, antyterrorystę, który w przeszłości był też m.in. posłem na Sejm RP i doradcą do spraw bezpieczeństwa prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Starcia z policją. Dziewulski wskazuje odpowiedzialnych - Rolnicy mają prawo do protestu - nie ma wątpliwości Jerzy Dziewulski. - Widziałem natomiast zapowiedź przewodniczącego Solidarności, jeszcze z października, tuż po wyborach, że "szykują się na wojnę na ulicach". To były słowa wygłoszone przez Piotra Dudę. Konfrontując zapowiedź protestów ze słowami Dudy, można było domniemywać, że rozróba będzie jak 2x2=4. Rolnicy popełnili błąd, wpuścili w swoje szeregi człowieka, który miał kompletnie inny cel, jakim była zwykła, ordynarna rozróba - uważa nasz rozmówca. Zdaniem Dziewulskiego taka teza jest uprawniona z jednego powodu. Do tej pory protesty rolników przebiegały w pokojowej atmosferze, a od kiedy wokół nich zaczęło pojawiać się więcej różnych grup, obraz staje się inny. - Trudno jest ocenić to inaczej. Osiem ostatnich lat świadczy o jednym, że żadna demonstracja nie pokazała takiej twarzy, jak ta. Chcę jednak jasno podkreślić, że nie jest to wina czy zasługa rolników. Protestują od jakiegoś czasu, a nigdzie nie było rozróby - mówi Interii Dziewulski. Tymczasem, nawet jeśli całościowy obraz jest inny, w Polskę poszły przede wszystkim dwie sceny. Pierwsza, gdy jeden z policjantów podnosi z ziemi jakiś przedmiot i rzuca nim w stronę protestujących. Drugi, gdy policjanci chwytają mężczyznę z polską flagą i ukrywają go za szpalerem. Oba obrazki jednoznacznie obwiniają działania funkcjonariuszy, choć w drugim przypadku nie znamy szczegółów sprawy. Pierwszy może spotkać się wyłącznie z krytyką. I tak też się dzieje. Protest rolników. "Błąd" policjanta - Policjant, który rzucił jakimś przedmiotem, nie powinien był tego robić, bo nie taka jest jego robota. Popełnił zdecydowanie błąd, nie mam cienia wątpliwości. Błąd policjanta, niewłaściwe zachowanie, nie może jednak wpływać na całościową ocenę - mówi nam Dziewulski. - Każdy, kto organizuje demonstrację, musi zdawać sobie sprawę, że zawsze w takim środowisku znajdą się ludzie, którzy szukają rozróby - podkreśla i dodaje, że w środę "nie widział prowokacji ze strony policji". - Policja początkowo była spokojna. Weszła na zabezpieczenie bez kasków, bez tarcz, była w normalnym umundurowaniu. Intencje policji trzeba badać od początku. Nie mieli zamiaru się konfrontować. Dopiero potem, widząc co się dzieje, założyli kaski i tarcze. Fakt jest bezsporny. Przekaz jednego zdjęcia, jednej sytuacji, może zagłuszyć całość - ocenia odnosząc się do sytuacji z rzucającym czymś policjantem. Tymczasem w sprawie środowych wydarzeń policja wydała komunikat. Wynika z niego, że w proteście udział wzięło około 30 tysięcy osób. Rannych zostało łącznie 14 policjantów, którym udzielono pomocy medycznej w szpitalach. Łącznie od 5 marca zatrzymano 55 osób, 26 z nich podczas środowych wydarzeń. Wylegitymowano ponad 1400 osób, nałożono 34 mandaty karne, do sądu zostało skierowanych 12 wniosków o ukaranie. Zbytnia nerwowość policji? Najciekawszy fragment jest jednak na końcu komunikatu. Czytamy w nim, że "policji zależy na transparentności podejmowanych działań dlatego analizowany jest zgromadzony materiał filmowy. Poddawany on jest ocenie prawnej. Jednocześnie badane są agresywne zachowania osób biorących udział w proteście, jak i policjantów pod kątem prawidłowości podejmowanych środków zapobiegawczych". Czy to oznacza, że policja ma wątpliwości co do podejmowanych przez funkcjonariuszy działań podczas środowego zabezpieczenia? - Policja zawsze bada, czy taktyka działania z punktu widzenia potrzeb była prawidłowa. Sprawdza się, jak założenia sprzed demonstracji były realizowane w trakcie demonstracji. Wycinek tego komunikatu dotyczy przede wszystkim tego jednego policjanta, który rzucił tym przedmiotem. Być może ktoś zauważył zbytnią nerwowość policji i chce to sprawdzić. Ja jej nie widziałem - ocenia nasz rozmówca. - Nie byłem na miejscu, ale sam fakt, że policjanci nie wychodzili z samochodów uzbrojeni po zęby, świadczy o jednej rzeczy - ich cel był inny. Nie mam cienia wątpliwości. Do niedawna w podobnych sytuacjach policja była gotowa do mocniejszej konfrontacji. Gdyby taka sytuacja zaistniała jeszcze pół roku temu, to łomot byłby nieporównywalny. Agresja policji byłaby bardzo zdecydowana. Tym razem wydaje się, że reakcja była prawidłowa - uważa Dziewulski. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!