Stołeczny sąd odroczył rozpoczęty dziś proces Kaczyńskiego. Nie przyznał się on do zarzutów aktu oskarżenia autorstwa Kaczmarka. Przed przystąpieniem do składania wyjaśnień powiedział sądowi, że będzie mówił o sprawach objętych tajemnicą państwową i dlatego wniósł o utajnienie rozprawy na ten czas. Zapowiedział, że będzie odpowiadał na pytania tylko swego obrońcy. Pełnomocnicy Kaczmarka sprzeciwili się utajnieniu rozprawy. - Skoro oskarżony miał dość odwagi, by publicznie ciskać swe oskarżenia, powinien też mieć dość odwagi, by je publiczne uzasadnić - mówił sądowi mec. Wojciech Brochwicz. - Toczy się równolegle proces cywilny w tej sprawie, a strona pozwana nie wykazała, że jest w niej jakaś tajemnica - oświadczył Kaczmarek. Sąd utajnił dyskusję między stronami, czy w sprawie jest jakaś tajemnica państwowa. Ostatecznie sąd uznał, że swe wyjaśnienia Kaczyński będzie musiał składać w specjalnie zabezpieczonej sali, a taka jest tylko w Sądzie Najwyższym. Wcześniej - w jawnej części rozprawy - sąd dopytywał, czy strony widzą możliwość ugody. - Na każdym etapie, ale musi być wola rozmowy z drugiej strony, a warunkiem byłoby przeproszenie - oświadczył Kaczmarek. Kaczyński odparł, że "nie jest gotów przepraszać, bo powiedział prawdę". Lider PiS powiedział sądowi, że utrzymuje się z pensji posła - ok. 8,7 tys. zł miesięcznie. Dodał, że nie był karany i nie leczy się psychiatrycznie (sąd ma obowiązek spytać o to każdego oskarżonego). Sprawa dotyczy wypowiedzi prezesa PiS z 2008 r., że Kaczmarek "to był po prostu człowiek drugiej strony, jak to niektórzy nazywają - taki śpioch". - To jest nawiązanie do agenta śpiocha. Ktoś przez wiele lat nie wypełniał swojej funkcji, potem dostaje sygnał i zaczyna pracować jako agent - powiedział Kaczyński. - Otóż on rzeczywiście bardzo zręcznie się wkupił w łaski naszego środowiska, parę rzeczywistych spraw załatwił, bo to bardzo sprawny i inteligentny człowiek, a następnie zaczął różnych układów bronić i dzięki temu różne śledztwa nagle się okazywały niemożliwe, choćby to paliwowe - mówił. W prywatnym akcie oskarżenia Kaczmarek zarzucił Kaczyńskiemu, że pomówił go w mediach o właściwości, które "mogą poniżyć go w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danej działalności". Artykuł 212 par. 2 Kodeksu karnego przewiduje za taki czyn grzywnę, karę ograniczenia wolności albo do roku więzienia. Zgodnie z nim nie popełnia przestępstwa ten, kto "rozgłasza prawdziwy zarzut dotyczący postępowania osoby pełniącej funkcję publiczną lub służący obronie społecznie uzasadnionego interesu". - Wszystko podtrzymuję - mówił Kaczyński, gdy w 2009 r. zrzekł się immunitetu poselskiego do tej sprawy. Zapowiedział wtedy, że jako oskarżony zamierza skorzystać z prawa przedstawienia sądowi "informacji, które mają charakter ściśle tajny".