Nowym szefem stowarzyszenia został 25-letni Dariusz Dolczewski z Warszawy, pracownik gabinetu politycznego ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego. Dostał 136 głosów "za" i 18 "przeciw". Na spotkanie miał przybyć premier Donald Tusk, jednak ostatecznie pojawił się jedynie b. szef tej organizacji, a obecnie szef gabinetu premiera Sławomir Nowak. Mimo tego działacze nie byli zawiedzeni. "Premier ma swoje obowiązki, rozumiemy to" - mówił PAP b. szef SMD Tomasz Kacprzak. Według kilku delegatów, zjazd został zwołany z rażącym naruszeniem statutu. Marcin Kalek z Mazowsza powiedział PAP, że będzie wnioskował do sądu, by orzekł, czy spotkanie, a co za tym idzie wszystkie decyzje, które na nim zapadły, są zgodne z prawem. Kwestionujący legalność zjazdu podnoszą w specjalnym piśmie, które zostało na nim przedstawione, m.in., że nie został zachowany termin pomiędzy podjęciem uchwały o przeprowadzeniu zjazdu, a spotkaniem. Zgodnie ze statutem Zjazd Delegatów w trybie zwyczajnym zwoływany jest na minimum 3 miesiące przed jego planowanym terminem. W tym przypadku - jak czytamy w dokumencie przedstawionym przez kwestionujących legalność - uchwała została podjęta na niecały miesiąc przed zjazdem. W ocenie Kalka, takie stanowisko jak on prezentuje ok. 25 proc. obecnych w sobotę w Warszawie. Jego zdaniem, zjazd został zwołany z naruszeniem statutu przez grupę związaną ze Sławomirem Nowakiem, tak, by w "młodzieżówce panował chaos". Kalek jest zdania, że Nowak woli niesformalizowaną grupę, niż dobrze zorganizowane stowarzyszenie, by jego członkowie nie mogli np. upominać się o stanowiska. Sam Nowak grupę kwestionujących legalność określił w rozmowie z PAP jako "pozostałość po procesie sanacji w PO". Pytany, czy chodzi mu o działaczy związanych u usuniętym z Platformy Pawłem Piskorskim odparł: "Nie potwierdzam, nie zaprzeczam". Jaśniej o niezadowolonych mówił za to Kacprzak. W jego ocenie jest to grupa 5 osób, którzy zostali usunięci wraz z Piskorskim z PO, ale pozostali w SMD. B. szef organizacji zaznaczył, że nie było podstaw statutowych by ich usunąć. Ich wypowiedzi na temat legalności zjazdu uznał za "happening i żart".