- Nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek rząd nie tylko chciał, ale też mógł wprowadzić Polskę do strefy euro bez akceptacji tego ruchu przez Polaków - powiedział Rostowski w środę wieczorem w TVN24. - Z drugiej strony uważam, że byłoby nieroztropne zorganizować referendum, w którym musiałoby się osiągnąć 50 proc. frekwencji i większość wśród tych 50 procent, by móc przystąpić (do strefy euro - PAP). Chodzi o to, by przystąpić bez sprzeciwu Polaków. Dobrze by było, żeby ten wymóg minimalnej frekwencji był w tym przypadku zniesiony - dodał - Szef resortu finansów ocenił jednocześnie, że przyjęcie euro to "nie jest bliska perspektywa", ponieważ Polskę trzeba dobrze przygotować do przyjęcia wspólnej waluty. - My w ogóle dzisiaj nie spełniamy warunków, nawet tych formalnych - przypomniał minister. Premier Donald Tusk nie wykluczył we wtorek, że odbędą się konsultacje z klubami parlamentarnymi na temat ewentualnego referendum dotyczącego wejścia Polski do strefy euro. Tusk powiedział także, że byłby "absolutnie za" znalezieniem porozumienia w Sejmie na rzecz zmiany konstytucji. - Po to, żeby wpisać w konstytucji, że o ostatecznym przystąpieniu do strefy euro może zdecydować referendum. Nie mam nic przeciwko temu z oczywistych względów: mniej ludzi trzeba w referendum na rzecz wejścia do strefy euro niż ludzi głosujących w wyborach na rzecz uzyskania większości konstytucyjnej w parlamencie - argumentował. Rostowski był też pytany o opinię publicysty "New York Timesa" Paula Krugmana, który ocenił, że Polska to jeden z nielicznych przypadków sukcesu w Europie, ale plan dołączenia Warszawy do europejskiej unii walutowej to ryzykowna próba, która może się źle skończyć. Zdaniem Rostowskiego Krugman mógł nie zrozumieć intencji polskich władz i uznać, że rząd chce jak najszybciej dołączyć do eurogrupy - tymczasem jest odwrotnie. - Będziemy musieli Polaków naprawdę do tego przekonać - powiedział wicepremier.