Połonski przyjechał do Warszawy na posiedzenie Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Polityk został sprawdzony przez naszych strażników granicznych, ale ci nie wychwycili, że ma zakaz wjazdu. Umożliwili mu to sami Rosjanie, wydając rosyjski paszport dyplomatyczny z nieco zmienionym nazwiskiem. Dymitrij Połonski był Ukraińcem, a teraz jest Rosjaninem - jego nazwisko zapisane cyrylicą można więc przełożyć na nasz alfabet na różne sposoby. Może to być Dymitrij Połonski przez "i", może też być Połonsky przez "y". Rosjanie bardzo często z tego korzystają i omijają zapisy w Systemie Informacyjnym Schengen, gdzie funkcjonuje lista zakazów. Relację z wizyty Połonskiego w Polsce zamieścił prorosyjski portal Krym Inform, publikując zdjęcia z Warszawy. Straż Graniczna boi się skandalu Oficjalnie Straż Graniczna nie komentuje całej sytuacji. Z nieoficjalnych ustaleń dziennikarzy RMF FM wynika jednak, że nasze służby traktują cały ten incydent jak prowokację. Staż Graniczna boi się, że jeżeli funkcjonariusze przyjadą na konferencję OBWE o prawach człowieka, wejdą tam w mundurach i zatrzymają kogoś legitymującego się paszportem dyplomatycznym, to wywołają skandal. Nawet jeżeli ta osoba przebywa w Polsce nielegalnie. Rosyjskie media pokażą to jako łamanie wolności, powiedzą, że Polacy "biją rosyjskich dyplomatów" i zrobi się z tego ogromny skandal. W odwecie Rosjanie mogliby przecież nawet wyrzucać z Moskwy polskich dyplomatów. Dlatego też Straż Graniczna nie reaguje.