Prezydent Andrzej Duda w publicznych wypowiedziach podkreśla gotowość Polski do udziału w programie Nuclear Sharing. Twierdzi również, że temat pojawia się w rozmowach z sojusznikami; Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg stwierdził, że "nie ma planów rozmieszczenia większej liczby broni nuklearnej w kolejnych krajach NATO"; Na wypowiedzi prezydenta Dudy odpowiedział Kreml. Rosyjskie MSZ wskazało Polskę jako "priorytetowy" cel, w przypadku rozmieszczenia broni nuklearnej. Głównym założeniem natowskiego programu Nuclear Sharing jest utrzymanie równowagi militarnej, poprzez teorię wzajemnego odstraszania. Koncepcja wywodzi się z czasów zimnej wojny i miała pozwolić na przeciwstawienie się Związkowi Radzieckiemu w przypadku konfliktu. Obecnie w programie uczestniczy pięć państw NATO. Stany Zjednoczone udostępniają im bomby z głowicami jądrowymi, które zawierają niewielkie ładunki taktyczne. O polską perspektywę ewentualnego udziału w Nuclear Sharing pytamy generała Mieczysława Bieńka, w przeszłości zastępcę dowódcy strategicznego NATO ds. transformacji, a dziś doradcę społecznego ministra obrony narodowej. - Ani Niemcy, ani Turcja, Włochy, Belgia czy Holandia nie mają broni jądrowej. Mają tylko magazyny i składy bomb atomowych, które mogą być używane przez ich nośniki, czyli samoloty. Na użycie broni musi być zgoda Stanów Zjednoczonych. Jednocześnie USA obejmują parasolem nuklearnym cały obszar państw natowskich w ramach odstraszania nuklearnego - wyjaśnia generał. Własną broń jądrową w NATO posiadają trzy państwa: Stany Zjednoczone, Francja i Wielka Brytania. - Oczywiście, niektórzy sądzą, że jak już mamy magazyny i tam są bomby atomowe składowane, wyszkolimy załogi, które mogą je zrzucać, to będziemy mogli samodzielnie to robić. Tak nie będzie - podkreśla Mieczysław Bieniek, wskazując na konieczną zgodę Waszyngtonu. W sprawie inicjatywy prezydenta najbardziej zasadne wydaje się jedno pytanie. Czy ewentualne rozmieszczenie broni jądrowej na naszym terytorium zapewni Polsce bezpieczeństwo? Kancelaria prezydenta wydaje się być o tym przekonana. - Oczywiste jest, że udział Polski w tym programie w sposób znaczący wzmocniłby nasze bezpieczeństwo - wskazała na antenie Polsat News prezydencka minister Małgorzata Paprocka. Trudna dyskusja w NATO Bieniek dodaje, że rozmowa o Nuclear Sharing powinna być prowadzona "w zaciszach gabinetów". - Pogłębiona debata powinna być prowadzona w porozumieniu z sojusznikami, żeby nie było takich sytuacji jak ostatnia wypowiedź sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga, który powiedział, że nic na ten temat nie wie i takiej dyskusji nie było. Tego się nie ogłasza na konferencjach prasowych i nie dyskutuje o tym w studiach telewizyjnych. Komunikować można wtedy, kiedy zapadanie decyzja - podkreśla generał. Chodzi o słowa z konferencji prasowej 23 kwietnia w Warszawie, w której uczestniczyli Jens Stoltenberg i premier Wielkiej Brytanii Rishi Sunak. - Nie ma planów rozszerzenia porozumień NATO (ws. Nuclear Sharing - red.), nie ma planów rozmieszczenia większej liczby broni nuklearnej w kolejnych krajach NATO - stwierdził nieco zaskoczony pytaniem dziennikarza sekretarz generalny. - Zakładam, że nie powiedział tego we własnym imieniu, tylko wypowiadał się jako reprezentant Sojuszu. Wygląda na to, że w tym momencie rzeczywiście woli politycznej nie ma - komentuje w rozmowie z Interią dr Piotr Śledź z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Sprzeczne komunikaty NATO i polskiego prezydenta rodzą pytania o sens strategii prezydenta w temacie Nuclear Sharing. - Odstraszanie to wielopoziomowa gra, która obejmuje też działania polityczne. Więc może to miało służyć wysłaniu sygnału do Rosji, że w razie potrzeby jesteśmy gotowi rozmieścić taką broń w Polsce. Jeśli jednak to była inicjatywa własna, to chyba zbyt poważne sprawy, żeby były w wykorzystywane w instrumentalnych celach - mówi nam dr Śledź. Reakcja Moskwy. Generał Bieniek: Nakręcają spiralę zagrożeń Wątek Rosji pojawił się również w kontekście odpowiedzi, jaką Kreml różnymi kanałami wystosował po publicznych wystąpieniach Dudy w sprawie programu Nuclear Sharing. Rzeczniczka MSZ Rosji Marija Zacharowa oznajmiła, iż rozmieszczenie broni jądrowej w Polsce "niezwłocznie przyciągnie uwagę sztabu generalnego armii Rosji i będzie uwzględniane w planowaniu wojennym". Z kolei wiceminister spraw zagranicznych Siergiej Riabkow stwierdził, że "działania w tym kierunku nie zapewnią Polsce większego bezpieczeństwa, a obiekty (nuklearne - red.) będą na czele priorytetów w planowaniu naszej armii". - Ja retoryką Federacji Rosyjskiej bym się nie przejmował, bo oni nie oglądają się na nikogo i rozmieszczają broń jądrową czy środki przenoszenia broni jądrowej na przykład na Białorusi czy w Królewcu. Przybliżają swoje środki rażenie rakietowo-jądrowego bliżej granicy państw NATO, nakręcając przy tym spiralę zagrożeń i zbrojeń. Przy budowie bazy w Redzikowie też mówili, że baza powstaje przeciwko nim - mówi Interii generał Bieniek. Na wątek rosyjski uwagę zwraca również dr Śledź. - Jestem daleki od argumentów typu "nie prowokujmy Rosji", bo Rosja pokazuje w Ukrainie, że jej do niczego prowokować nie trzeba. Natomiast jej reakcja musi być uwzględniona w takich kalkulacjach. Czy to w postaci rozlokowania broni jądrowej albo jednostek konwencjonalnych gdzieś bliżej nas, czy jakichś konkretnych działań w Ukrainie, które mogą bezpośrednio zagrażać naszemu bezpieczeństwu - wskazuje. Nuclear Sharing trzeba też policzyć Mieczysław Bieniek podkreśla, że w sprawie Nuclear Sharing należy wziąć pod uwagę wszystkie "za" i "przeciw". - Jeśli już będzie porozumienie z sojusznikami w tej sprawie, trzeba przystąpić do rozbudowy potrzebnej infrastruktury i systemu szkolenia, oraz innych przedsięwzięć organizacyjnych. Tylko niektóre samoloty mogą przenosić broń jądrową i załogi muszą być do tego przygotowane - zaznacza. W ramach Nuclear Sharing bomby z ładunkiem jądrowym mają przenosić samoloty państw uczestniczących w programie. Kraje współpracujące z USA odpowiadają również za przechowywanie uzbrojenia, więc koszty dotyczą nie tylko polityki zagranicznej i potencjalnych zagrożeń, ale mają wymiar także finansowy. - Biorąc po uwagę, że broń w ramach Nuclear Sharing jeszcze nigdy nie była rozmieszczona tak blisko granic Rosji, trudno mi sobie wyobrazić sytuację, w której bazy dla tej broni nie byłyby objęte ochroną przez odpowiednie systemy ochrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Jest też pytanie o to, kto je ewentualnie zapewni - wskazuje Piotr Śledź. - Kwestia kosztów utrzymywania broni w ramach Nuclear Sharing sprawiła, że Niemcy przez wiele lat zastanawiały się nad rezygnacją z udostępniania baz do przechowywania tej broni. To się oczywiście zmieniło po inwazji Rosji na Ukrainę. Ale były państwa, które zrezygnowały z programu w przeszłości. Chociażby Grecja w 2003 roku, dawniej jeszcze Kanada - dodaje. Generała Bieńka pytamy, czy Polska powinna zabiegać o udział w programie. - Nie chcę wyrażać się jednoznacznie, bo wszystko zależy od okoliczności. To jest przedmiot pogłębionej analizy najwyższych organów państwa, które odpowiadają za bezpieczeństwo. I wszystkim zależy na zwiększeniu tego bezpieczeństwa - zapewnia doradca szefa MON. Jakub Krzywiecki ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!