Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie do dziś nie otrzymała broni (pistolety typu Glock) dziewięciu funkcjonariuszy BOR, którzy zginęli 10 kwietnia w katastrofie Tu-154M. Według pułkownika Zbigniewa Rzepy z wojskowej prokuratury Rosjanie cały czas prowadzą badania balistyczne pistoletów. Podkreśla, że zostały zabezpieczone zaraz po katastrofie przez innych funkcjonariuszy biura znajdujących się wówczas na miejscu. Nie wie, kiedy Rosjanie przekażą broń stronie polskiej. Dlaczego badania trwają już siedem miesięcy? Nie wiadomo. Jak wcześniej ujawniła "Rzeczpospolita" w wydaniu online, w ubiegłym tygodniu gen. Marian Janicki, szef BOR, skierował do wojskowej prokuratury zawiadomienie w sprawie zaginięcia pistoletów należących do zmarłych funkcjonariuszy. "Nie komentuję sprawy" - ucina pytania mjr Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik prasowy BOR. -"Mogę tylko powiedzieć, że dzień po katastrofie przekazaliśmy do wojskowej prokuratury wszelkie dane umożliwiające identyfikację broni" - podkreśla. Dlaczego szef BOR skierował sprawę do prokuratury, mimo że broń jest badana przez Rosjan? "To kwestia formalna" - mówi osoba z prokuratury wojskowej znająca materiały śledztwa smoleńskiego. "BOR musi uzyskać oficjalne informacje na temat tego, co stało się z bronią, ponieważ pistolety znajdują się formalnie na składzie magazynu biura. Nie można więc ich w żaden sposób wykreślić, bo byłoby to złamaniem prawa. Jednak do momentu zakończenia badań BOR nie może otrzymać od nas oficjalnego dokumentu na ten temat" - podkreśla rozmówca "Rz". BOR już od kilku miesięcy chciał wiedzieć nie tylko, co stało się z bronią zmarłych funkcjonariuszy, ale także radiotelefonem, kamizelkami kuloodpornymi i legitymacjami. W tym celu szef biura wystosował na przełomie czerwca i lipca dwa pisma do prokuratury z prośbą o wyjaśnienia. Odpowiedzi nie dostał. Więcej na ten temat - w dzisiejszej "Rzeczpospolitej". Forum: Kto jest winny tragedii z 10 kwietnia?