Zgodnie z utrzymanym przez Sąd Okręgowy w Koszalinie (Zachodniopomorskie) wyrokiem sądu I instancji Trojanek ma tydzień na przeproszenie Chojnackiego i wysłanie do czternastu państwowych instytucji, w tym Kancelarii Sejmu i Prezydenta RP, sprostowania informacji z września 2006 r. o sprzeniewierzeniu przez szefa ZPR 238 tys. USD przeznaczonych na pomoc dla Romów. Trojanek musi też zapłacić 5 tys. zł nawiązki na Polski Czerwony Krzyż. Jeżeli w ciągu dwóch najbliższych lat znów pomówi Chojnackiego, zostanie zmuszony do zapłacenia zawieszonej na ten czas grzywny w wysokości 25 tys. zł. Wyrok sąd odwoławczy utrzymał w mocy po rozpoznaniu trzech apelacji: obrońcy oskarżonego, oskarżonego i pełnomocnika oskarżyciela prywatnego. Obrońca i oskarżony wnosili o uniewinnienie, uchylenie wyroku i ponowne rozpoznanie sprawy lub umorzenie jej z powodu niskiej szkodliwości społecznej czynu. Pełnomocnik oskarżyciela mecenas Wojciech Litorowicz wnosił o zaostrzenie kary z uwagi na "wyjątkowo wysoki stopień szkodliwości społecznej czynu". Skład orzekający odrzucił wszystkie apelacje jako oczywiście bezzasadne. W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia sprawozdawca Grzegorz Polewiak powiedział, że "sąd odwoławczy może ingerować w orzeczenie co do kary jedynie wówczas, gdy jest ona rażąco surowa lub rażąco łagodna, a takiej sytuacji sąd w tym przypadku nie widzi". Bogdanowi Trojankowi, który nie przyjechał we wtorek do sądu, nie przysługuje kasacja, gdyż nie został on skazany na karę pozbawienia wolności. Jego obrońca mecenas Tomasz Musiał nie wykluczył jednak wznowienia postępowania w przyszłości. W czasie wtorkowego posiedzenia sądu mec. Musiał ujawnił, że w sprawie sprzeniewierzenia 238 tys. USD toczą się obecnie dwa śledztwa. Jedno w Szczecinku, drugie w Aleksandrowie Kujawskim. - Z moich informacji wynika, że w jednym i w drugim oskarżycielowi prywatnemu postawiono już zarzuty - dodał mec. Musiał. Prezes ZPR Roman Chojnacki przyznał, że był przesłuchiwany przez policjantów z Aleksandrowa Kujawskiego w charakterze podejrzanego. - Z pieniędzy na pomoc się rozliczyłem, to śledztwo jest zemstą świadczących przeciwko mnie w czasie procesu Romów - skomentował Chojnacki. Z uprawomocnienia się wyroku prezes ZRP jest usatysfakcjonowany. W jego ocenie ?choć sprawa ta doprowadziła do podziałów w romskiej społeczności, to sprawiedliwości stało się zadość. To precedensowy w romskiej społeczności proces karny. Ta dotychczas zdawała się wyłącznie na wyroki starszyzny i tytułowanego Siero Romem króla. Tym razem proces - z prywatnego oskarżenia - zaczął się w listopadzie 2006 r. przed Sądem Rejonowym w Szczecinku, gdzie mieszkają Chojnacki i Trojanek. Sprawa zaczęła się od tego, że Bogdan Trojanek we wrześniu ubiegłego roku publicznie zarzucił Romanowi Chojnackiemu sprzeniewierzenie 238 tys. USD, jakie ZRP otrzymał w 2004 r. od konsorcjum szwajcarskich banków za pośrednictwem Międzynarodowej Organizacji do spraw Migracji (IOM) na pomoc dla Romów poszkodowanych w holokauście. Trojanek o podejrzeniu defraudacji poinformował na piśmie 14 państwowych i samorządowych instytucji w różnym stopniu zaangażowanych w pomaganie Romom. Z inicjatywy Trojanka, który - jak twierdził - wystąpił w obronie pokrzywdzonych przez Chojnackiego Romów, którzy nie otrzymali pomocy w obiecanej przez niego wysokości, sprawa finansowych stanęła na tradycyjnym romskim sądzie. Król Henryk Nudziu Kozłowski i starszyzna dwukrotnie uznała Chojnackiego za winnego sprzeniewierzenia pieniędzy, karząc go za to wykluczeniem z romskiej społeczności. W odpowiedzi na niekorzystne rozstrzygnięcia Chojnacki, który twierdzi, że w królewskim sądzie nie dano mu szans na obronę, wysłał do powszechnego sądu prywatny akt oskarżenia przeciwko Bogdanowi Trojankowi, stając się w ten sposób pierwszym w Polsce Romem, który zwrócił się ochronę dóbr osobistych zgodnie z zobowiązującymi ogólnie procedurami. Karny proces, w którym świadkiem m.in. był Siero Rom - Henryk Nudziu Kozłowski, miał burzliwy przebieg. Przybyli licznie na pierwszą rozprawę Romowie zachowywali się tak głośno, że na godzinę sparaliżowali pracę szczecineckiego sądu. Do ich uspokojenia trzeba było wzywać policję. W rezultacie sąd zakazał im uczestniczenia w toczącym się jawnie na żądanie stron procesie (sprawy o pomówienie na mocy Kodeksu postępowania karnego są niejawne). Na jednej z kolejnych rozpraw doszło do szarpaniny między rodzinami oskarżyciela prywatnego i oskarżonego. Pod koniec procesu przed budynkiem szczecineckiego sądu doszło do gigantycznej bójki. Romowie najpierw bili się między sobą, potem z rozdzielającymi ich policjantami ze specjalnej grupy szturmowej. Choć dziś nie dochodzi rękoczynów, podziały do jakich doprowadził proces, nadal są bardzo silne. Część Romów uważa, że Chojnacki idąc do sądu, sprzeciwił się romskiemu kodeksowi - Romanipen popełniając tzw. pukajben, czyli niedozwolone doniesienie Roma na Roma. Złożone przez Romów zawiadomienia o podejrzeniu przestępstwa przywłaszczenia przez Chojnackiego 238 tys. USD nie stanowią zabronionego pukajben, gdyż w świetle wyroku króla, prezes ZPR nie jest w tej chwili Romem.