- Zgodnie z zasadą suwerenności ludu, narody wybierają do parlamentu ludzi obarczonych często przestępczymi życiorysami albo popełniającymi przestępstwo w trakcie sprawowania kadencji, chociaż te same ludy buntują się przeciwko faktowi, że przestępcy zasiadają w parlamencie - zwrócił uwagę Rokita. Dlatego - jak przekonywał - należy "doprowadzić do zmiany konstytucji, ponieważ musimy w tej sprawie ograniczyć demokrację". - Istotą tego, co chcemy zrobić, jest ograniczenie prawa ludzi do tego, by nie mogli wybierać przestępców - podkreślił polityk PO. Jego zdaniem, konstytucja z 1997 roku jest "nihilistyczna w materii standardów". - Tworzy różne "urządzenia publiczne", ale nie określa standardów. Między innymi dlatego życie publiczne w Polsce jest kiepskie. Nie ma zasady, że życie publiczne jest służbą i nie może być źródłem przywilejów - podkreślił. Jak przypomniał, nadal funkcjonują "szerokie" immunitety parlamentarne i sędziowskie i "nie ma trybu utraty najwyższych urzędów w państwie przez osoby aresztowane". Zaznaczył jednocześnie, że projekt ograniczenia dostępu przestępców do parlamentu jego partia traktuje "jako rybkę, na próbę". - To jest próba czy w tym parlamencie, po wszystkich deklaracjach o wielkiej rewolucji moralnej, jest szansa na zrobienie czegoś nawet bardzo małego - przekonywał. - Jeżeli to się uda, to mógłby być wstęp do wstąpienia na drogę faktycznego uszlachetnienia demokracji - dodał. Rokita zwrócił też uwagę na problem zatarcia skazania. - Jeżeli przyjmiemy zasadę, że zatarcie skazania ma skutkować w pełni, to efekt będzie jawnie niesprawiedliwy. Internauta z Elbląga, który rozesłał po Polsce dwa kacze kupry (chodzi o satyryczny rysunek), będzie przestępcą i nie będzie mógł zostać posłem. Natomiast bandzior, który 15 lat temu zorganizował napad, ale mu się już zatarło, będzie mógł. Czy to jest sprawiedliwość? - pytał poseł Platformy.