Pierwsze miesiące urzędowania Andrzeja Dudy przypadły na końcówkę poprzedniej kadencji Sejmu i schyłek rządów PO-PSL z premier Ewą Kopacz na czele. Na ułożenie relacji z politycznymi przeciwnikami w obszarze władzy wykonawczej nie było ze strony Andrzeja Dudy ani czasu, ani chęci. Polska scena polityczna żyła już kampanią przed wyborami parlamentarnymi, która miała przynieść zwycięstwo całemu obozowi Prawa i Sprawiedliwości. W październikowych wyborach PiS zgarnęło pełną pulę. Relacje między poszczególnymi ośrodkami władzy stały się jasne. Wielkie nadzieje Andrzej Duda przedstawiał się jako kandydat, który wniesie nową energię w uśpiony urząd. "Prezydent nie jest od tego, by podpisywać wszystko, co wysyła mu rząd (...) Nie nazwę go notariuszem, bo to obraża notariuszy. Notariusze zastanawiają się, co podpisują" - krytykował swojego poprzednika, zapewniając, że sam nie będzie "maszynką do podpisywania ustaw". "Oczekuję prezydentury, która będzie prezentowała kierunki rozwoju i mobilizowała rząd"- punktował dalej rywala, karmiąc wyborców nadzieją na nową jakość. "Mam nadzieję, że po tych pięciu latach jak najwięcej moich rodaków będzie mogło mówić: Andrzej Duda jest prezydentem wszystkich Polaków. Że jest dla nich otwarty, że nikogo nie wyklucza, że robi wszystko, aby podziałów nie było" - zapewniał. W czasie finałowej konwencji wyborczej podpisał nawet zobowiązanie wobec wyborów, w którym wyłożył, jakimi zasadami będzie się kierował. Miał być prezydentem: "który nie unika trudnych sytuacji, który nie ucieka, kiedy powinien być arbitrem", "aktywnym, który chce korzystać z inicjatywy ustawodawczej", "który buduje państwo uczciwe i sprawiedliwe". Drogowskazów było aż dziesięć. Prezydent z PiS-u Dziś słowa wypowiedziane przed wyborami wypominają prezydentowi krytycy. Opozycja zarzuca mu bierność i uległość wobec Jarosława Kaczyńskiego. Przekonuje, że prezydent tylko wykonuje polecenia prezesa PiS. "Prezydent łamie konstytucję" - słychać od kilku miesięcy z ust przeciwników obozu władzy i części ekspertów. Wiadomo było, że prezydent, wykreowany przez PiS i zawdzięczający partii swój sukces, nie odetnie się gwałtownie od środowiska, z którego się wywodzi. Opozycja i część ekspertów liczyła jednak na to, że Duda znajdzie sposób na prezydenturę i "jakoś" zaznaczy swoją odrębność. Zachowanie, które dla zwolenników środowiska PiS jest naturalne i oczekiwane, PO, Nowoczesnej czy KOD-owi dostarcza paliwa do podgrzewania sporu. - Duda został prezydentem w imieniu swojej formacji i w związku z tym wziął na siebie także zobowiązania programowe głoszone przez całą formację. Jako realizator obietnic i założeń programowych PiS prezydent nie zawodzi - przekonuje prof. Kazimierz Kik, politolog z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. - Natomiast zawodzi oczywiście jako realizator aspiracji opozycji - dodaje pół żartem ekspert, odnosząc się do argumentów podnoszonych przez przeciwników PiS. Taki sam jak poprzednicy Zdaniem prof. Rafała Chwedoruka z Uniwersytetu Warszawskiego, Andrzej Duda nie odbiega od swoich bezpośrednich poprzedników: Bronisława Komorowskiego i Lecha Kaczyńskiego, jeśli chodzi o sposób sprawowania prezydentury. - Jest prezydentem, który stanowi istotną część obozu władzy. W przeciwieństwie do Lecha Wałęsy nie próbuje tworzyć własnej formacji politycznej wbrew wszystkim partiom. W przeciwieństwie do Aleksandra Kwaśniewskiego nie próbuje być istotnym elementem rozgrywek wewnętrznych w obozie władzy - wyjaśnia politolog. Andrzej Duda ma swoje ściśle określone miejsce w obozie władzy i spełnia zadania, które powierzyło mu jego środowisko. - W tym sensie można powiedzieć, że jest to prezydentura funkcjonalna dla działania państwa - wyjaśnia prof. Chwedoruk. Ośrodek prezydencki jest silnie wtopiony w cały obóz władzy i trudno dziś tłumaczyć takie czy inne zachowanie prezydenta w oderwaniu od tego, kim są i co robią pozostali decydenci. - Powoduje to, że ocena prezydenta jest pochodną oceny całego obozu władzy - zaznacza prof. Chwedoruk. I dodaje, że dokładnie tak samo działo się, gdy w Pałacu Prezydenckim urzędowali Bronisław Komorowski za czasów rządu PO-PSL oraz Lech Kaczyński, w czasie gdy rządziło PiS. Prezydent odporny na spór o TK Sondaże są dla Andrzeja Dudy dość łaskawe. Prezydent utrzymuje się na czele rankingów zaufania. Według lipcowego badania CBOS, Dudzie ufa 62 proc. respondentów. To najwyższy wynik od początku kadencji. Patrząc na sondaże, wydaje się, że prezydentowi nie zaszkodziły też wzbudzające duże kontrowersje decyzje w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Mimo szerokiego apelu środowisk prawniczych, Andrzej Duda podpisał wszystkie nowelizacje ustawy o TK uchwalone przez Sejm, przyjął ślubowanie od pięciu sędziów Trybunału wybranych w obecnej kadencji Sejmu i nie odebrał ślubowania od trójki sędziów prawidłowo wybranych - według TK - przez Sejm poprzedniej kadencji. W tej kwestii Andrzej Duda wyraźnie unika bezpośredniego angażowania się w spór. - Prezydent został wkomponowany w walkę polityczną, ale nie jako aktor. Sytuacja zaostrzyła się na linii PiS i opozycja. Gdy walka o TK zdominowała scenę polityczną, u prezydenta mamy okres wycofania się - wyjaśnia prof. Kik. Takie zachowanie, zdaniem prof. Chwedoruka, jest opłacalne dla głowy państwa. - Nie zużywa swego autorytetu do codziennych polemik wokół TK, to zostaje na poziomie posłów. I to też jest w jakimś sensie logiczne, jeśli spojrzymy na rozwiązania konstytucyjne - przekonuje. Magia "500 plus" W utrzymaniu dobrych notowań po pierwszym roku prezydentury pomogło też Dudzie wprowadzenie "500 plus", jednej z czterech kluczowych obietnic z kampanii. Formalnie program "Rodzina 500 plus" został przygotowany jako projekt rządowy, a nie inicjatywa prezydencka. Ale wypełnienie tego zobowiązania to nie tylko odhaczenie kolejnego punktu na liście. - Pokazano Polakom, coraz bardziej wątpiącym w politykę jako taką, że poprzez działania polityczne można coś jeszcze zmienić - uważa prof. Chwedoruk. Kandydat Duda deklarował też obniżenie kwoty wolnej od podatku, pomoc frankowiczom oraz przywrócenie wcześniejszego wieku emerytalnego. Co prawda prezydent złożył już projekty ustaw zakładające obniżenie wieku emerytalnego i podwyższenie kwoty wolnej od podatku, ale do fazy realizacji jeszcze daleka droga. Potrzebne jest zielone światło ze strony rządu i kierownictwa PiS. Wiekiem emerytalnym być może parlament zajmie się po wakacjach, jednak już z pierwszych zapowiedzi wynika, że reforma mogłaby wejść w życie dopiero w 2018 r. Kwestia wysokości kwoty wolnej od podatku może zostać potraktowana jako element dużej reformy podatkowej zapowiadanej na przyszły rok. Kłopotliwa obietnica W sprawie pomocy dla frankowiczów Kancelaria Prezydenta długo milczała. Dopiero w tym tygodniu padły konkretne propozycje, jednak znacznie odbiegają one od kampanijnych zapewnień. Kandydat Duda deklarował, że możliwa będzie spłata zadłużenia po kursie z dnia zaciągnięcia kredytu. Obietnica nie wytrzymała zderzenia z finansową rzeczywistością. - Sprawa frankowiczów jest świeża i jeszcze zobaczymy, w jaką stronę będzie to wszystko zmierzało. Ale wyraźnie widać, że brakło instrumentów ostrzegających - ocenia prof. Chwedoruk. Ekspert przypomina, że już sama obietnica złożona frankowiczom była zaskakująca, bo dotyczyła grupy niebędącej wyborcami PiS-u: zamożnych mieszkańców wielkich miast z pokolenia 30- i 40-latków, którzy głosują na Nowoczesną, a kiedyś na PO. Dziś może ona uderzyć w prezydenta rykoszetem. - Mają ponadstandardowe możliwości nagłośnienia swojego problemu. Opozycja liberalna bardzo chętnie te argumenty przyjmie i nieustannie będzie to przypominać - uważa ekspert z UW. "Przestrzelenia" z rozmachem obietnicy dla frankowiczów broni prof. Kik. - Kampanię wyborczą prowadzi się, aby wygrać. Oczywiście trzeba dotrzymywać słowa, ale rządzi się w granicach realnych możliwości. Realne możliwości są dopiero rozpoznawalne, kiedy przejmuje się władzę - przekonuje politolog z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. Test politycznych umiejętności Najpoważniejsze konsekwencje dla prezydenta może przynieść jednak obietnica cofnięcia reformy emerytalnej, wprowadzonej przez poprzedni rząd. Zdaniem prof. Chwedoruka, działanie w tym obszarze zdecyduje o przyszłości Andrzeja Dudy. - Jeśli prezydentowi uda się doprowadzić do pełnej realizacji obietnicy, czyli do powrotu do 60 i 65 lat, bez żadnych dodatkowych instrumentów, które by to ograniczały, to moim zdaniem Andrzej Duda będzie faworytem w kolejnych wyborach - uważa prof. Chwedoruk. Według eksperta, starając się o cofnięcie wieku emerytalnego, prezydent będzie musiał pokazać pełnię swoich politycznych umiejętności. - Chyba może liczyć w tej materii na życzliwość Jarosława Kaczyńskiego - dodaje Chwedoruk. Podsumowując, z czterech najważniejszych obietnic w pełni udało się zrealizować jedną. W przypadku dwóch kolejnych projekty trafiły do Sejmu. Jeśli chodzi o ustawę frankową, ciężko mówić o realizacji. W przedstawionej propozycji z pierwotnych założeń zostało niewiele. Symboliczne momenty Można odnieść też wrażenie, że w pierwszym roku prezydentury Andrzej Duda skupił się na polityce zagranicznej. Odbył aż 25 podróży zagranicznych. Zaplecze przekonuje, że w ten sposób brał udział w przygotowaniach do szczytu NATO, który odbył się w lipcu w Warszawie. - Szczyt NATO można zapisać na korzyść prezydenta, niezależnie od tego jak potoczą się losy ustaleń. Sam fakt harmonijnego odbycia się wpisuje się na jego korzyść - uważa prof. Kazimierz Kik. Ekspert zaznaczała, że to jedna z symbolicznych chwil w trakcie pierwszego roku prezydentury, pod którą chowają się "słabsze momenty, takie jak dosyć bezkrytyczne podpisywanie ustaw". Z kolei prof. Chwedoruk zwraca uwagę na osiągnięcia prezydenta w kontaktach z partnerami z Chin. - Andrzej Duda przyczynia się do tego, że jest pewna szansa na jakościową zmianę w tych relacjach. I to niewątpliwie jest dużym sukcesem - uważa ekspert. Prof. Kazimierz Kik chwali też Dudę za dobry start w układaniu kontaktów z Niemcami. Podkreśla też rolę prezydentowej w tym obszarze. - Jako germanistka zaprezentowała się jako czynnik wspomagający prezydenta, jako swoisty łącznik - przypomina ekspert. - Potencjalnie w parze prezydenckiej drzemią możliwości polepszenia stosunków polsko-niemieckich - dodaje. Drażliwe kwestie Prof. Chwedoruk wskazuje też największe zagrożenie w obszarze polityki zagranicznej dla prezydentury. Chodzi o politykę wobec Ukrainy. - Porażka PiS-u w wyborach do Parlamentu Europejskiego pokazała, że elektorat tej partii ponad standardowo skoncentrowany w południowo-wschodniej Polsce, nie do końca rozumie popieranie zachodnio-ukraińskiego nacjonalizmu, ze względu na pamięć historyczną. Wyborcy PiS to są wyborcy starszego pokolenia. Do tej pory ośrodek prezydencki próbował prowadzić politykę sprzyjającą aspiracjom nowych elit Ukrainy, ale zarazem nie eksponując tego wewnątrz kraju. I to jest bardzo niebezpieczne dlatego, że to po pierwsze rozbija elektorat PiS-u. Po drugie to utrudnia wyjście ku szerszemu elektoratowi. Np. część elektoratu PSL może być w tej sprawie bardzo sceptyczna - przekonuje ekspert. Według politologa, punktem krytycznym była nominowanie na ambasadora w Kijowie Jana Piekło, co wzbudziło niepokój znacznej części konserwatywnych środowisk. - To uderza w Andrzeja Dudę. Nie da rady dalej prowadzić tak ekumenicznej polityki wobec nowych władz Ukrainy, nie narażając się na ryzyko np. ataku ze strony ruchu Kukiza - przestrzega ekspert. Prezydentura bez pomysłu Wielu obserwatorów zarzuca Andrzejowi Dudzie, że ten poza jawnym wspieraniem swojego obozu politycznego, nie ma nic do zaoferowania. Prezydent nie znalazł jeszcze obszaru, który mógłby dla siebie zagospodarować. - To nie jest czas prezydenta. W tej chwili jest czas PiS i czas rządu - uważa prof. Kik. W związku z tym, jak wyjaśnia ekspert, Andrzej Duda "nie może przeszkadzać własnej formacji, a gdyby był aktywniejszy, to kto wie, czy nie doszłoby do kolizji". Zdaniem prof. Kika, mamy do czynienia z przemyślaną, taktyczną zagrywką. - Prezydent patronuje, nie uczestniczy, nie przeszkadza - dodaje nasz rozmówca. Prof. Kik jest pewien, że czas prezydenta nadejdzie w drugiej części kadencji. - Wtedy przyjdzie czas na samodzielną aktywność. Myślę, że będzie to próba budowy szerokiego ruchu społeczno-politycznego skupionego wokół głowy państwa - przewiduje ekspert z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. Prof. Chwedoruk dodaje, że wybijanie się w tej chwili ośrodka prezydenckiego na niepodległość byłoby destrukcyjne dla systemu. - Nic dobrego by z tego dla nikogo nie wynikło, a tak to wszyscy mają prostą, komfortową sytuację. Wiadomo, kto ponosi odpowiedzialność za sytuację w Polsce - podsumowuje ekspert. "Andrzej Duda, to się uda" - słychać było w kampanii wyborczej. Czy się udało? Obserwuj profil autorki na Twitterze