Po południu członkowie rodzin spotkali się z Ćwiąkalskim w budynku ministerstwa. Jak powiedziała dziennikarzom żona jednego z podejrzanych, Barbara Ligocka-Staszczyk, "wnioskowaliśmy, żeby ekspertyza moździerza, która dawno jest już w obiegu, została przekazana przed poniedziałkiem, tak żeby Sąd Najwyższy się z nią zapoznał". W poniedziałek Izba Wojskowa Sądu Najwyższego rozpozna zażalenia obrońców na przedłużenie aresztów wobec czterech żołnierzy, a także prokuratury na zwolnienie z aresztu trzech innych podejrzanych. Ligocka-Staszczyk dodała, że według jej wiedzy ekspertyza ma trafić do prokuratury dopiero 11 czerwca, a "dla naszych żołnierzy, z tego co wiadomo, jest ona pozytywna". - Chcemy, żeby sąd miał najwięcej dokumentów, aby wyciągnąć wnioski - mówiła. Dodała, że minister był także proszony, aby świadkowie w sprawie nie byli dopuszczani do wyjazdu z kolejną zmianą do Afganistanu, co utrudniłoby prowadzenie postępowania. Zaznaczyła, że podczas spotkania minister zapewniał, że "przyjrzy się sprawie". Ojciec innego z podejrzanych, Władysław Bywalec, powiedział, że czterech żołnierzy, którzy nadal przebywają w areszcie, jest gotowych odpowiadać z wolnej stopy. - Ci z żołnierzy, którzy wyszli z aresztu, stawiają się na wezwania i badania, meldują się tam, gdzie trzeba - dodał. Rzecznik prasowy ministerstwa, Grzegorz Żurawski, potwierdził w rozmowie z fakt spotkania ministra z członkami rodzin, odmówił jednak komentarza na temat szczegółów rozmowy. W środę "Gazeta Wyborcza" napisała, że w czasie prokuratorskiego eksperymentu w Afganistanie strzał z moździerza omal nie trafił polskich saperów. Według informatora dziennika "pocisk zamiast w cel uderzył 900 metrów przed nim i do tego zniosło go na bok tak, że wybuchł niecałe sto metrów przed saperami". Szef MON Bogdan Klich pytany o te doniesienia przypomniał, że dwukrotnie wykonywane w kraju testy moździerza wykazały, iż były "pewne odchylenia od kierunku strzałów". Jak dodał, "do kompetencji ministra obrony nie należy opisywanie wizji lokalnej przeprowadzonej przez prokuraturę w Afganistanie". Klich ocenił, że "w sprawie żołnierzy z Nangar Khel ministerstwo obrony zrobiło bardzo dużo i przyszedł czas, żeby o tym powiedzieć publicznie w sytuacji, kiedy rodziny żołnierzy i oni sami o tym zapominają". Jak powiedział, MON przekazało 148 tys. zł na wsparcie prawne żołnierzy podejrzanych w związku z ostrzelaniem wioski, dzięki czemu "udało się zatrudnić pięciu obrońców". Minister przypomniał, że trwają prace nad małą nowelizacją ustawy pragmatycznej, która "wprowadza jako zasadę, że wszyscy żołnierze, którzy podczas wykonywania obowiązków w kraju lub za granicą będą podejrzani o popełnienie przestępstwa, otrzymają wsparcie z MON". - Proponujemy rozwiązanie w postaci refundacji kosztów w przypadku umorzenia postępowania lub orzeczenia o niewinności - dodał szef MON. Wojskowy Sąd Okręgowy (WSO) 9 maja uchylił areszt wobec trzech podejrzanych, a czterem innym przedłużył go do 13 sierpnia. Prokuratura zażalając się później na uchylenie aresztów argumentowała, że wobec podejrzanych istnieje obawa matactwa, grożą im też wysokie kary. Zdaniem obrońców, wszyscy żołnierze podejrzani w tej sprawie powinni odpowiadać z wolnej stopy. Do ostrzału wioski Nangar Khel doszło 16 sierpnia ub. roku. W jego wyniku zginęło kilkoro afgańskich cywili, w tym kobiety i dzieci. Sześciu żołnierzom z 18. bielskiego Batalionu Desantowo- Szturmowego prokuratura zarzuca zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi im kara do dożywocia; jednemu - atak na niebroniony obiekt cywilny, za co grozi do 25 lat więzienia.