"Rodzina - jej współczesne znaczenie i rozumienie" - wydrukowałam i pomyślałam, że mam lekturę do poduszki. Ale raport CBOS (2013) nie nadaje się do czytania przed snem. "Jedynie 23 proc. Polaków uważa, że związek lesbijek lub gejów wychowujący dziecko to pełnoprawna rodzina" - parafrazuję autorów raportu. Czyli więcej niż co piąty Polak uważa, że to OK, że dziecko ma dwie mamusie albo dwóch tatusiów. "Jedynie" należałoby tu jednak zastąpić wiele mówiącym "aż 23 procent", bo jeszcze w 2006 r. podobny pogląd podzielało tylko 9 proc. Polaków. Skąd tak duża zmiana, co się stało? Czytałam raport CBOS-u i przypomniała mi się prawda o "dobrych gejach" w serialach. W 1987 r. w amerykańskim czasopiśmie gejowskim "Guide Magazine" opisano globalną strategię ruchu LGBT - jak "W krótkim czasie zręczna i bystra kampania medialna może przemienić wspólnotę gejowską w matkę chrzestną cywilizacji zachodniej". Czy to właśnie media podbiły te statystyki? Wyraźne różnice Jesteś tym, co oglądasz - tę prawdę od kilkudziesięciu lat powtarzają badacze mediów. Zatem modele rodziny prezentowane w mediach, gdyby je atrakcyjnie przedstawić, prawdopodobnie za jakiś czas uznamy za wierną reprezentację rzeczywistości. Na użytek tego krótkiego tekstu podzielmy media na dwie grupy: media mainstreamu (tzw. głównego nurtu) i media katolickie. Niestety, nie mamy aktualnych, naukowych badań obrazu rodziny w jednych i drugich. Jednak nawet pobieżna analiza pokazuje, że to zupełnie różne światy. - Jest bardzo wyraźna różnica między tym, jakie modele rodziny promuje prasa, radio, telewizja, strony internetowe wpisujące się do głównego nurtu a modelami rodziny promowanymi przez media katolickie - przekonuje Agnieszka Całek, medioznawca z Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Sam wniosek wydaje się dość oczywisty. Agnieszka Całek wyjaśnia, że powodem tych różnic jest misja poszczególnych tytułów prasowych, rozgłośni radiowych i stacji telewizyjnych. - Media katolickie zostały powołane między innymi po to, by promować chrześcijańskie wartości. Wśród nich jest także tradycyjny model rodziny, stąd w sposób naturalny pojawia się on jako przedmiot przekazów medialnych - mówi badaczka. - Inaczej jest w przypadku szeroko pojętych mediów świeckich, które mniej kierują się konkretnymi wartościami, a bardziej kryterium ekonomicznym, wyrażającym się przede wszystkim we wskaźnikach odbioru. Zatem modele rodziny prezentowane w mediach świeckich głównego nurtu zależą od charakteru danego medium i cech jego grupy docelowej - dodaje. Jak to należy rozumieć? - Na przykład w telewizji przeznaczonej dla młodych ludzi, skupionych na rozwoju kariery i hedonistycznych rozrywkach, spotkamy raczej bohaterów programów będących singlami, żyjących w konkubinatach lub ewentualnie w bezdzietnych małżeństwach typu DINKS (Double Income, No Kids - podwójny dochód, brak dzieci). Z kolei w mediach przeznaczonych dla odbiorców o poglądach lewicowych częściej w przekazach znajdziemy zamiast tradycyjnych rodzin pary homoseksualne czy rodziny patchworkowe (inaczej rekonstruowane, powstałe z członków rodzin, które uprzednio się rozpadły, najczęściej z powodu rozwodu rodziców) - dopowiada Agnieszka Całek. Polacy coraz bardziej medialni Różnice te są widoczne w całym medialnym krajobrazie, zarówno w prasie dla kobiet, jak i w czasopismach dla dzieci i młodzieży, w dziennikach i tygodnikach opinii, w niszowych rozgłośniach radiowych oraz w tych o zasięgu krajowym. Konkretne modele rodziny promowane są także w internecie: na portalach informacyjnych, innych stronach WWW, blogach czy lubianych przez Polaków portalach społecznościowych (korzysta z nich 9 na 10 internautów). Pamiętajmy, że do tzw. nowych mediów zaliczają się też media mobilne, w tym smartfony, które umożliwiają surfowanie po sieci. W 2014 r. korzystało z nich 44 proc. użytkowników komórek (trzy lata wcześniej było ich tylko 12 proc.). Przyjrzyjmy się bliżej telewizji. Z badań przeprowadzonych przez TNS Polska w lipcu 2014 r. wynika, że ponad 70 proc. osób ankietowanych (w wieku 25-40 lat) spędza przed telewizorem od jednej do trzech godzin dziennie. Choć około 90 proc. polskich gospodarstw domowych ma już dostęp do internetu, osoby dorosłe i starsze z uwagi na łatwość obsługi, rzadko wyrzucają telewizor i zamieniają go na monitor komputera. Przeciwnie - wielu z nich, bo aż 58 proc. korzysta z aplikacji oferowanych przez producentów telewizorów np. do surfowania po internecie. Także dzieciom i młodzieży, które wychowały się na YouTube i rzadko mają w ręku tradycyjny pilot, zdarza się korzystać z telewizji w... internecie. Plaga patologii Zacznijmy od telewizji mainstreamowej. Jeden akapit trzeba poświęcić serialom. W ostatnich latach, obok tradycyjnych telenowel, wyrosły seriale post-soap. Zaliczają się do nich nowoczesne tasiemce, po których widać, że są drogimi produkcjami i przypominają film pełnometrażowy. Ich podstawowym celem jest dekonstrukcja medialnej wizji szczęśliwej, pełnej rodziny, czyli po prostu przedstawienie nowych trendów. Od tradycyjnych seriali różnią się perspektywą. Gdy na przykład w "Barwach szczęścia" ujawnił się Władek - homoseksualista, inni bohaterowie musieli się z nim oswoić. Gdy Kasia postarała się dziecko z in vitro, jej ojciec powoli dochodził do wniosku, że czas zmienić staroświeckie poglądy. Natomiast TVN-owski "Hotel 52" przedstawia niewiernych małżonków, fikcyjne małżeństwa i aseksualność jako normę, coś, co po prostu jest. Na porządku dziennym są w serialach związki homoseksualne, wspomniane DINK-sy, samotne rodzicielstwo lub bezdzietność z wyboru. Rodziny wielodzietne i wielopokoleniowe to rzadki widok, a jeśli już się pojawią, często okazują się siedliskiem przemocy, alkoholizmu i stereotypowego uwikłania w płeć - kobieta jako kura domowa, mężczyzna jako macho. Niedaleko od serialu pada paradokument. Jeden odcinek to jeden wątek. Polsat kręci "Dlaczego ja?" i "Trudne sprawy", w "TVN mamy Szpital i "Ukrytą prawdę", a to nie wszystko. Fabularyzowane historyjki, w których oczywiście "zbieżność z prawdziwymi osobami jest przypadkowa", mają nam pokazać prawdę o polskiej rodzinie. Matka sypia z kolegą jej syna, przed operacją mężczyzna dowiaduje się, że jest bezpłodny, a przecież ma dwoje dzieci (?), nastoletnie siostry rywalizują o chłopaka i zakładają się, która pierwsza zaciągnie go do łóżka. Trudno ogląda się także serwisy informacyjne. Są sytuacje skomplikowane, które trzeba pokazywać w mediach, ale tak mało widzimy dobrych wzorów. Jest za to szwagier, który zaatakował nożem, narzeczeni, którzy zabili rodziców, pijany ojciec bijący dzieci i głodująca rodzina wielodzietna. Potwierdzeniem tezy, że media mainstreamowe nie wspierają tradycyjnej rodziny są słowa, które stały się plagą. Nie ma "małżeństw", są "związki", nie ma "męża i żony", jest "partner i partnerka". Smutne, że wnioski te odnoszą się również do mediów publicznych. Jaką misję w ten sposób realizują? Katolicka konkurencja Konkurencją dla telewizji głównego nurtu jest ogólnopolska Telewizja Trwam, Religia.tv (zostanie zamknięta na końcu stycznia br.) czy telewizje internetowe (np. Foksal Eleven, Lumen). Serwisy informacyjne w telewizjach katolickich sporo miejsca poświęcają rodzinie. Jednak zamiast opowiadać o patologicznych sytuacjach, wiele czasu przeznaczają na jej obronę. Krytykują antyrodzinne przepisy, domagają się respektowania prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnym światopoglądem, zawierają programy poradnikowe o budowaniu więzi małżeńskiej i rodzicielskiej. Telewizje katolickie wspierają normalność i nie przesuwają granic. Cenią małżeństwo, a nie konkubinaty. Pewnie z tych powodów nie znajdziemy w ich ramówce seriali, a... szkoda. Sama nie jestem ich fanką, ale obejrzałabym profesjonalnie nakręcony serial, pokazujący sympatyczną rodzinkę, chętnie wielopokoleniową i wielodzietną oraz jej perypetie. Rodzicielskie wyzwanie Mimo że serwis informacyjny Telewizji Trwam ogląda co trzeci Polak, słupki stacji komercyjnych są o wiele wyższe. Ucieszyliśmy się z mediów katolickich, ale łatwo wpaść we frustrację, gdyby porównać zasięg i liczby odbiorców poszczególnych mediów. Zanim jednak poddamy się przygnębieniu, że dobre treści nie mają siły przebicia, posłuchajmy fachowca. Agnieszka Całek zaznacza, że kwestia zasięgu poszczególnych mediów staje się coraz bardziej złożona. - Media głównego nurtu tracą odbiorców na rzecz mediów dostępnych za pośrednictwem sieci. Dzięki rozwojowi internetu, technologii cyfrowych i mobilnych każdy użytkownik może sobie stworzyć własny, niepowtarzalny zestaw mediów, z których korzysta. W takim zestawie może się na przykład znaleźć kanał na YouTube, talent show znanej telewizji oglądany online, pozyskany nielegalnie serial kryminalny, portal informacyjny, sieć społecznościowa skupiająca graczy i blog poświęcony kulinariom - mówi medioznawca. - Ten pakiet pozwala całkowicie ominąć tradycyjną telewizję, radio i prasę drukowaną. W ten sposób grupy odbiorców mediów coraz silniej się fragmentaryzują, co stanowi ogromne wyzwanie dla nadawców, którzy nie są już w stanie wpływać na masowego odbiorcę, bo ta kategoria zanika - wyjaśnia. Agnieszka Całek przekonuje, że opcja wpływu przenosi się na powrót do rodzin czy instytucji, które kształtują w dzieciach kompetencje odbiorcze. Piłeczka jest więc po stronie rodziców i wychowawców. - To oni mają nauczyć dzieci świadomego i odpowiedzialnego użytkowania mediów, a dodatkowo także zbudować w nich konkretne preferencje. Jeśli rodzic czy opiekun zaproponuje dziecku treści zgodne z wyznawanymi przez siebie wartościami, najprawdopodobniej ono się z nimi oswoi i później będzie szukało podobnych przekazów. W przeciwnym razie, korzystając z mediów bez kontroli lub kierując się sugestiami kolegów, dziecko samo sobie "coś" znajdzie. A jego późniejsze preferencje odbiorcze staną się raczej dziełem przypadku niż świadomego wychowania - kończy Agnieszka Całek. To dla nas motywacja i szansa. Dla nas, rodziców, żeby na stałe wprowadzić do domowego harmonogramu edukację medialną. I dla nas, dziennikarzy, żeby piórem, dźwiękiem i obrazem naprawdę służyć rodzinie. Magdalena Guziak-Nowak