W Sejmie jest kilkanaście protestujących matek, wśród nich Elżbieta Karasińska z córką Agatą i Alicja Jochymek, mama Kingi. Tłumaczą, że nie chcą czekać, aż rząd dokona stopniowego zwiększenia świadczeń, bo ich dzieci potrzebują wsparcia już teraz, natychmiast. Kobiety podkreślają, że ich dzieci wymagają opieki 24 godziny na dobę, przez to one same nie mogą podjąć żadnej pracy, nie mają prawa do emerytury, ani innych świadczeń. Dlatego - jak mówią - konieczne jest natychmiastowe uzawodowienie ich roli opiekuńczej. Koordynatorka protestu Iwona Hartwich mówi, że rodzice nie będą czekać na stopniowe podwyższanie świadczeń, i zapowiada, że protest ma trwać do skutku. "Rząd znęca się nad nimi i traktuje je gorzej niż Hitler" Protestujące matki - zaproszone do Sejmu przez posła Solidarnej Polski - bardzo emocjonalnie przyjęły wczoraj odwiedziny przedstawicieli partii zasiadających w Sejmie. Parlamentarzystom zarzucały brak "decyzyjności" i nie przyjmowały argumentów, że decyzje zapadają większością głosów. Najostrzej potraktowały przedstawiciela PO , który usłyszał, że rząd współtworzony przez jego partię znęca się nad niepełnosprawnymi dziećmi i traktuje je gorzej niż Hitler. Resort pracy ostatnio przedłużył do końca roku wypłacanie dodatku w wysokości 200 złotych do zasiłku opiekuńczego, wynoszącego 620 złotych. Natomiast prace nad przepisami o stopniowym zwiększaniu świadczenia opiekuńczego wstrzymano - jak mówił w Polskim Radiu minister pracy i polityki społecznej - dlatego, że rodzice niepełnosprawnych dzieci nie zgadzali się na żadne propozycje rządu.