Karolina Kiliańczk mówiła, że do Centrum nie są przyjmowane osoby, u których stwierdzono guz mózgu. - W takich przypadkach tygodniowa zwłoka często skutkuje śmiercią - dodała protestująca. "Nie obchodzi nas, jako rodziców, kto się z kim nie dogaduje i o co. Nas obchodzi to, żeby nasze dzieci nadal były leczone w sposób normalny" - podkreślała. Z kolei Paulina Szubińska-Gryz, współorganizatorka protestu, oceniła, że dzieci są "zakładnikiem konfliktu" i "kartą przetargową". "Nie ma zgody, żeby jakakolwiek grupa społeczna, polityczna, zawodowa, jakakolwiek, walczyła i realizowała swoje prawa kosztem dzieci" - powiedziała protestująca matka. Przed budynkiem Centrum trwa też druga pikieta - pielęgniarek z Mazowsza, które solidaryzują się ze strajkującymi. Protest w Centrum Zdrowia Dziecka trwa 13 dni. Pielęgniarki domagają się podwyżki płac i zwiększenia zatrudnienia na oddziałach szpitalnych. Dyrekcja placówki apeluje o zakończenie strajku. Ostrzega, że w jego wyniku placówka może zostać zlikwidowana. Władze szpitala twierdzą, że maksymalna podwyżka może wynieść 250 złotych brutto. Siostry chcą dwa razy tyle.