Bp Janocha, który przewodniczył mszy św., przytoczył w homilii słowa wydrapane - jak mówił - na ścianie katowni Gestapo, że "łatwo jest mówić o Polsce, trudniej dla niej pracować, jeszcze trudniej zginąć, a najtrudniej cierpieć". Podkreślał, że podobnie myśleli m.in. powstańcy warszawscy, więźniowie niemieckich obozów i sowieckich łagrów oraz oficerowie wiezieni ciężarówkami do Katynia - którzy do tej drogi zostali zmuszeni przemocą. - A co myśleli po latach ich duchowi synowie i córki, którzy 10 kwietnia 2010 r. lecieli samolotem, aby wraz z prezydentem Lechem Kaczyńskim i jego małżonką pomodlić się na ich grobach? Oni, którzy byli prawdziwą elitą, reprezentacją narodu (...) oni, którzy wybrali tę drogę świadomie i dobrowolnie - czy mogli pomyśleć, że to ich lot ostatni? - pytał. - To, co się wydarzyło przed 11 laty pod Smoleńskiem, stało się wielką raną - nie tylko dla najbliższych, rodzin i przyjaciół, stało się wielką raną dla nas wszystkich, dla całego narodu i pozostaje nią po dziś dzień - podkreślił. Pytał, co należy robić z tą raną. - Można rozdrapywać, jątrzyć, wtedy bardziej krwawi, można ją zasłonić, udawać, że jej nie ma - ale przecież zasłaniana pozostaje. Można przyjąć postawę człowieka niegodną, można ją wyśmiewać, można z niej szydzić. Wszystko można, ale czy się godzi? - mówił bp Janocha. "Ta historia pozostawia na ciele narodu swoje rany" - Dziś, 11 lat po tej katastrofie, stajemy się narodem coraz bardziej wewnętrznie skłóconym, wojującym ze sobą, narodem pobitym - zauważył biskup. Nawiązywał w tym kontekście do słów kardynała Stefana Wyszyńskiego, który w kazaniu mówiąc o postaci Łazarza umierającego z głodu, którego rany lizały psy, wskazywał, że szlachetnym zadaniem jest "lizać rany człowieka pobitego, leczyć naród, leczyć ludzi". Bp Janocha podkreślał, że apostołowie rozpoznali zmartwychwstałego Chrystusa po ranach; przekonywał, że podobnie należy czytać naszą historię osobistą, społeczną, narodową - zwycięstw i klęsk, powstań, ale także niepodległej Polski, Solidarności. - Ta historia pozostawia na ciele narodu swoje rany - te dawne i nowe, zabliźnione i zupełnie świeże. Czy wspominanie ich to cierpiętnictwo, jak myślą niektórzy? Nie, tu jest nasze polskie DNA, to jest nasza narodowa pamięć, tożsamość, cierpliwie tkana przez wieki osnową wydarzeń i mitów, wątkami heroicznymi i pospolitymi, wciąż na nowo interpretowana - mówił. Zaznaczył, że ta pamięć i tożsamość powalała Polakom zwycięsko wychodzić z prób, których nie brakowało w historii i nie brakuje. 10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu Tu-154, wiozącego delegację na uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego żona Maria, najwyżsi dowódcy wojska i ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski.