Robert Mazurek: Robert Kwiatkowski wpadł do naszego studia. Najpierw muszę wytłumaczyć, kim jest ten debiutant z przeszłości. Debiutant, bo pan jest "jedynką" na liście Lewicy w Toruniu. Robert Kwiatkowski: - Brawo. W Grudziądzu i Włocławku dodajmy, panie redaktorze. Naturalnie. Pan się załapał jeszcze na PZPR? - Tak. Później był pan - już nie będę wszystkich pańskich tytułów wymieniać - współpracownikiem Aleksandra Kwaśniewskiego w jego zwycięskiej kampanii, za co odwdzięczono się panu w ten sposób, że był pan w Krajowej Radzie Radiofonii. - A to fałszywy związek przyczynowo-skutkowy. A później przez wiele lat był pan prezesem telewizji. I to takim, od którego Kurski mógłby się uczyć, jak robić telewizję. - Nie, nieprawda. Na pewno się nie nauczył. Ale był pan prezesem telewizji. A później - proszę państwa - to był też człowiek, o którym raport sejmowej komisji mówił, że był w "grupie trzymającej władzę" w aferze Rywina. Wszystko prawda, ale po raz pierwszy kandyduje pan do Sejmu. - Taka sobie prawda. Ale tak, po raz pierwszy kandyduję do Sejmu. To teraz porozmawiajmy z politykiem Robertem Kwiatkowskim, nie ze znanym działaczem. Małgorzata Kidawa-Błońska jest kandydatką PO - właściwie całej Koalicji Obywatelskiej - na premiera. Czy to dobry ruch? - Zależy z czyjego punktu widzenia. Z punktu widzenia Lewicy to jest kolejna, bo pierwsza była nieudana, próba uśmiechnięcia się do elektoratu lewicowego. Przypomnijmy, że Grzegorz Schetyna i kierownictwo Koalicji Obywatelskiej usiłowało poprzez serię transferów zainteresować swoją ofertą wyborców lewicowych. Chyba coś się tam udało. Parę osób przyciągnęli. - Dosłownie parę. I po chwili parę osób odeszło. Ta nominacja dowodzi tego, że tamta seria, tamta próba była nieudana. Ale z punktu widzenia PO - pozwoli pan, że na chwilę się wcielę nie w rolę polityka, ale analityka - ta kandydatura niesie jedno poważne ryzyko, zagrożenie. Otóż wbrew temu, co myślą jej koledzy, moim zdaniem pani Kidawa-Błońska jest osobą szerzej nieznaną. A do wyborów 40 dni. Czyli wtedy trzeba stawiać na kogoś, kogo wszyscy znają, wszyscy kojarzą. - Tak, bo próba przebicia się do świadomości społecznej w ciągu 40 dni jest czymś karkołomnym. Ale jeżeli prawdą jest, że im wychodziło w sondażach, że Grzegorz Schetyna ludzi raczej odpycha niż przyciąga, to co wtedy należałoby zrobić? - Trudno. Nie zmienia się zaprzęgów w połowie przeprawy. Jednak westerny się oglądało. Ale dlaczego w takim razie Schetyna to zrobił? - Trzeba podrążyć ten temat, który przed chwilą zasygnalizowaliśmy. Jakość tego przywództwa, zdaje się i wśród polityków PO czy Koalicji Obywatelskiej szerzej, i zwłaszcza wśród wyborców, nie jest odbierana jako najwyższa, tak to delikatnie ujmę. Trochę nazbyt delikatnie, bo pan nie jest teraz kandydatem na ministra spraw zagranicznych. To trzeba mnie tak bardziej prosto powiedzieć. - Proszę pana, ja nie chcę się wypowiadać w imieniu Platformy Obywatelskiej... To się świetnie składa, bo ja pana zaprosiłem jako kandydata Lewicy i zadam w takim razie pytanie, pan pozwoli, o to, kto byłby kandydatem Lewicy na premiera, gdybyście, jakimś cudem, wygrali te wybory? - W cuda nie wierzymy, ciężko pracujemy i będziemy mieli swojego kandydata. Kto nim będzie? - Będzie nim ten, kogo wyłoni klub parlamentarny Lewicy, tak uważam, to jest moja osobista interpretacja. Bardziej do tego uprawnieni byliby liderzy trzech formacji. Włodzimierz Czarzasty mówi, że na pewno nie on. - A dlaczego nie? Bo on tak mówi. - Tak mówi, ale może dałby się przekonać. Może byłby to Adrian Zandberg, może byłby to... Może jakieś brutalne petycje do niego pisać. - Panie Robercie, pozwoli, że się tak do pana zwrócę... Jak dwóch Robertów zaapeluje do Włodzimierza, to kto wie, co z tego wyjdzie. A tak na poważnie, wydaje mi się, że jesteśmy w dość specyficznej sytuacji. Lewica była pozbawiona reprezentacji parlamentarnej przez ostatnie cztery lata i jest naturalne, że klub parlamentarny Lewica, nie wątpię, że będzie jeden, będzie tego typu kluczowe decyzje podejmował. I z tego punktu widzenia, nawiązując jeszcze do sprawy pani Kidawy-Błońskiej, to jest dość niefortunny moment, bo w ten sposób spalono tę kandydaturę. Kidawy-Błońskiej? - Tak, nie narzuca się takich kandydatur. Wygląda to tak, jakby się tam wszyscy pogodzili, że wygra PiS. Więc co się będziemy wysilać. A wy się nie pogodziliście. - A my nie. No właśnie, pan jest bardzo inteligentnym człowiekiem... - Niezasłużony komplement. To nie jest żaden komplement. W każdym razie, pan przecież wie, że waszym głównym rywalem wcale nie jest PiS. Bo ile jesteście w stanie uszczknąć PiS-owi głosów? Nie za wiele. Waszym głównym rywalem jest Koalicja Obywatelska. Musicie przekonać opozycyjnego wyborcę, który nie znosi PiS-u, że ma głosować na Lewicę, a nie na Koalicję Obywatelską. Jak to zrobicie? - My się bardziej staramy. My po prostu jesteśmy bardziej wiarygodni w naszym dążeniu do odsunięcia PiS-u od władzy. Przeciwko czemu ludzie protestowali najgoręcej w ciągu tych czterech lat? Przeciwko PiS-owskim zakusom wychodzenia z Unii Europejskiej, przeciwko łamaniu konstytucji. To jest wszystko, panie redaktorze, procesy i sprawy, które Lewica "dała" Polsce. Bo to za rządów SLD wynegocjowaliśmy przystąpienie do Unii Europejskiej, to Aleksander Kwaśniewski... I pan myśli, że jak pan będzie to powtarzał, to ludzie powiedzą: "To jednak warto głosować na Lewicę a nie Koalicję"? - Tak, bo my jesteśmy formacją, która ma tradycję, ma dorobek. Wy macie tradycję jeszcze z PPR-u. - I PPS-u, tak to się zgadza. Oczywiście. I wcale się tego nie wstydzimy, a ta formuła koalicyjna Wiosny, partii Lewica Razem i SLD daje gwarancje reprezentacji trzech pokoleń lewicy. Na sam koniec naszej radiowej oczywiście rozmowy, bo jeszcze nas czeka ho-ho dogrywka w internecie. Pan pozwoli, że spytam o Toruń. Czy będzie pan 5 października w Toruniu? - Dlaczego piątego? Co jest piątego? Wie pan co, właśnie się pan skompromitował na całego. 5 października jest Grand Prix na żużlu. Kandydować z Torunia z całego okręgu i nie wiedzieć, co to jest Grand Prix na żużlu... - Wie pan, ostatnio byłem dwa lata temu na finale w Lesznie, w Unii Leszno i Bepardus Spartas Wrocław. Ale przyznajmy szczerze, nie jestem wielkim kibicem. Jestem fanem żużla i to jest gwóźdź do trumny. Pan ma w okręgu dwa (szanuje) kluby. Jeden co prawda spadł z ekstra ligi, a jak się nazywał ten który spadł? - Nie wiem, może Apator? Apator spadł. Tylko, że on się teraz inaczej nazywa oczywiście. - Apator Toruń, tak, to historyczna nazwa. A który był na 5. miejscu? - Też nie wiem, nie mam pojęcia. No GKM Grudziądz, no błagam pana. - Bo nie jestem fanem sportów, także sportów żużlowych. Ja się zatrzymałem proszę Pana na etapie Kazimierza Dejny, Lesława Ćmikiewicz. A oni to na żużlu to tak słabo. - Oni na żużlu słabo, za to lepiej w piłkę nożną. No to Elana Toruń gdzie jest teraz? W której lidze? W drugiej na 10. miejscu. - Brawo! Proszę państwa, człowiek - komentator sportowy radia RMF FM. A wie pan, że jak byłem małą dziewczynką to chciałem być komentatorem sportowym, ale niestety się nie udało. W takim razie... - I całe szczęście dla sportu. Prawda? Dla dziennikarstwa sportowego. Robert Mazurek