W rozmowie z PAP Biedroń, odnosząc się do polityki zagranicznej podkreślił, że powinna ona być prowadzona przez prezydenta w konsultacji z rządem. Jak dodał, on takim prezydentem chciałby być. Przyznał, że nie widzi nic złego w tym, że marszałek Senatu Tomasz Grodzki spotyka się z zagranicznymi politykami, aby rozmawiać z nimi o praworządności w Polsce. Biedroń dodał, że chętnie spotkałby się z papieżem Franciszkiem, bo łączy go z nim więcej niż obecnego prezydenta Andrzeja Dudę. PAP: Podczas niedzielnej konwencji w Słupsku mówił pan dużo o polityce zagranicznej, ale nie może być ona prowadzona przez prezydenta w oderwaniu od tego, co robi premier czy MSZ. Jak pan sobie wyobraża tę współpracę? Robert Biedroń: - Ktoś musi pierwszy wyciągnąć rękę, ktoś musi pokazać, że szuka dialogu, że chce rozmawiać. Jeżeli nie zaczniemy od tego typu deklaracji, to nie sprawdzimy, czy to się uda. Oczywiście nie można być naiwnym. Wiadomo, że prezydent może funkcjonować w różnym otoczeniu, nie zawsze sprzyjającym mu partyjnie czy politycznie, ale tego typu zwyczaje panują w wielu krajach na świecie. W priorytetowych sprawach prezydent powinien ściśle współpracować zarówno z rządem, jak i opozycją, niezależnie od tego, jakie partie je tworzą. - Jeżeli chodzi o politykę zagraniczną, to nawet w konstytucji umówiliśmy się na to, że politykę zagraniczną prowadzi prezydent we współpracy z ministrem spraw zagranicznych. Udowodniłem już w Słupsku, będąc prezydentem miasta, że jestem w stanie funkcjonować w trudnym dla mnie środowisku politycznym. Gdy zostałem prezydentem Słupska, mieliśmy dwóch radnych i musiałem współpracować z radnymi z innych ugrupowań i komitetów. Robiłem to skutecznie, sprawy Słupska szły do przodu, miasto się rozwijało, a to przecież jest najważniejsze. Tak samo powinno być na szczeblu ogólnokrajowym. Spotkania z przedstawicielami innych państw powinny być przez prezydenta konsultowane z rządem? - Takie spotkania muszą być konsultowane i nie może być tak jak dzisiaj, że nawet w ramach jednej partii politycznej jest dwugłos i nie ma współpracy. W przeszłości też tak bywało. Trzeba zrobić wszystko, żeby tutaj ze sobą blisko współpracować, nawet jeśli ma się do czynienia z trudną kohabitacją. To w takim razie jak podchodzi pan do spotkań marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego, który we wtorek w Krakowie ma spotkać się przewodniczącą Izby Reprezentantów USA Nancy Pelosi, a wcześniej spotkał się m.in. z ambasadorem Rosji w Polsce, czego z PiS nie konsultuje? - Nie konsultował, bo w całej naszej dyplomacji panuje degrengolada. Dorobek III RP, jeżeli chodzi o polską dyplomację, został w dużej mierze zmarnowany. Nie ma zwyczaju konsultacji między rządem a prezydentem, nasi sojusznicy nie konsultują z nami wielu ważnych decyzji. O eskalacji na linii USA-Iran polscy politycy, jak sami przyznawali, dowiedzieli się od dziennikarzy. To pokazuje, dlaczego osoby odpowiedzialne w państwie - takie jak pan marszałek - biorą sprawy w swoje ręce i próbują ratować to, co jest. Marszałek Senatu nie jeździ na spotkania z Nancy Pelosi w sprawie rybołówstwa. Pan marszałek Grodzki jedzie na spotkanie z Nancy Pelosi ws. przestrzegania praworządności w Polsce, kwestii, które bezpośrednio dotyczą marszałka Senatu. I przypominam: trzeciej najważniejszej osoby w państwie. To są w takim razie dobre decyzje marszałka Grodzkiego? - Kiedy zawiodła nas polska dyplomacja, kiedy zawiódł nas prezydent i rząd, to ktoś musi wziąć sprawy w swoje ręce i naprawiać to, co inni zepsuli. Całe szczęście, że pan marszałek Grodzki ma takie umocowanie w Konstytucji oraz energię, tę siłę, żeby to robić, więc mu kibicuję. Gdzie pierwsze kroki postawiłby za granicą Robert Biedroń, jeśli zostanie prezydentem? - Próbowałbym przede wszystkim doprowadzić do tego, że wrócimy do rozmów z naszymi przyjaciółmi, że Polska wróci do stołu - tam, gdzie zapadają najważniejsze decyzje, a najważniejsze decyzje zapadają dziś w Brukseli, Waszyngtonie, Paryżu czy Berlinie. Trzeba zacząć prowadzić normalną dyplomację, opartą na dialogu i negocjowaniu polskich interesów, a nie wymachiwaniu szabelką. Nie można się obrażać za każdym razem, a to na Izrael, na Niemców, na Francuzów, czy na Stany Zjednoczone. Trzeba tak prowadzić polską dyplomację, by osiągać korzyści dla naszego kraju. Dziś dzieje się rzecz odwrotna. Mocno akcentował pan rozdział państwa od Kościoła, więc co z wizytą papieża Franciszka? - Wyobrażam sobie moją świecką wizytę u papieża Franciszka, bo w wielu kwestiach wiele nas łączy, poza tym jest głową państwa. Z papieżem Franciszkiem miałbym sporo wspólnych tematów. Obaj pracowaliście jako ochroniarze w klubach... - Między innymi. Łączy nas to, że obaj byliśmy w młodości ochroniarzami, ale łączy nas również wrażliwość na kwestię katastrofy klimatycznej, prawa zwierząt czy świadomość tego, jak ważny jest dialog mimo różnic. Akurat z papieżem Franciszkiem mam więcej wspólnego, niż obecny prezydent. Rozmawiał: Grzegorz Bruszewski