Podczas Marszu Niepodległości, który przeszedł w środę przez stolicę dochodzi do zamieszek. Przed Muzeum Narodowym zebrani chuligani, ubrani na czarno, rzucali racami i kamieniami w budynek muzeum oraz forsowali barierki zabezpieczające, które ustawiła policja. Rzucano również stojącymi na chodnikach elektrycznymi hulajnogami. Przy Alei 3 Maja doszło także do pożaru mieszkania. Pożar wybuchł prawdopodobnie od rac i petard rzucanych podczas przemarszu demonstrantów w stronę Ronda Waszyngtona. Z relacji świadków pożaru wynika, że była to raca, która miała trafić w okna mieszkania powyżej, gdzie wisi symbol Strajku Kobiet oraz tęczowa flaga. Oczekuje przeprosin Właściciel spalonego mieszkania Stefan Okołowicz oczekuje od Bąkiewicza - jako organizatora marszu - przeprosin. - My zapraszaliśmy ludzi na przejazd samochodami, mając również na uwadze to, że eskalacja niechęci i agresji w Polsce jest tak duża, że sytuacja może wymknąć się spod kontroli i może dochodzić do prowokacji. Dzisiaj z taką prowokacją mieliśmy do czynienia - podkreślił na antenie Polsat News Bąkiewicz. - Znalazłem się w tym miejscu za jakiś czas, wziąłem megafon i prosiłem, by ludzie się rozstąpili. Dzwoniłem na straż, robiłem co w mojej mocy, żeby takich sytuacji nie było. Ja takie sytuacje potępiam, jestem ich przeciwnikiem - dodał. Zamieszki na ulicach Wcześniej maszerujący rzucali racami i petardami w okna m.in. Domu Kultury Śródmieście, budynków wokół ronda Charles'a de Gaulle'a, a także policjantów i dziennikarzy. Ratownicy opatrywali ludzi leżących na chodniku przy al. Jerozolimskich. - Policja celowo doprowadziła do eskalacji napięcia. My staraliśmy się zabezpieczyć teren na ile mogliśmy - stwierdził Bąkiewicz. Przyznał, że nie czuje odpowiedzialności za incydenty, do których doszło na manifestacji i zrzuca odpowiedzialność na prezydenta stolicy.