Z anonimów, jakie docierają do premiera, jednoznacznie wynika, że ich autorem jest osoba ze środowiska pseudokibiców. Listy są pisane na komputerze. Autor zapowiada zamach na premiera za uwięzienie lidera kiboli warszawskiej Legii Piotra S., pseudonim Staruch. Służby mają już opinię biegłych, według której anonimy pisała ta sama osoba. Nasi dziennikarze ustalili, że dwa pierwsze listy zostały wysłane do domu Donalda Tuska, a jeden trafił do kancelarii premiera. Postępowanie w sprawie sprowadzenia zagrożenia na organy konstytucyjne państwa prowadzi już Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku. Według naszych ustaleń, Biuro Ochrony Rządu, mimo tej sytuacji, na razie nie wzmacnia ochrony premiera. Według naszych rozmówców w BOR, takich gróźb przychodzi do kancelarii premiera bardzo wiele. Tym razem jednak śledztwo wszczęto po informacjach z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Planował zamach na Sejm To drugi w ostatnich miesiącach głośny sygnał o zagrożeniu wobec przedstawiciela najwyższych władz w Polsce. W krakowskim areszcie przebywa mężczyzna, podejrzany o planowanie zamachu bombowego na konstytucyjne organy państwa. Brunon K., zatrzymany 9 listopada ubiegłego roku, według śledczych zamierzał zdetonować w pobliżu Sejmu cztery tony materiałów wybuchowych. Do eksplozji miało dojść podczas posiedzenia z udziałem prezydenta, premiera i ministrów, w trakcie rozpatrywania w Sejmie projektu budżetu. W śledztwie Brunon K. przyznał się do prowadzenia szkoleń dla osób, które zwerbował, oraz przeprowadzenia próbnych detonacji. Nie przyznał się natomiast do przygotowywania zamachu. Stwierdził też, że działał pod wpływem inspiracji innej osoby. W trakcie przeszukań w kilkudziesięciu miejscach w kraju odnaleziono m.in. materiały wybuchowe, zapalniki, piloty do zdalnego inicjowania wybuchu, kilkanaście sztuk broni palnej i amunicję, kamizelki kuloodporne, hełmy, stroje maskujące, sfałszowane tablice rejestracyjne i książki o tematyce pirotechnicznej. Większość materiałów wybuchowych została dopiero zamówiona i Brunon K. jeszcze nimi nie dysponował. ABW interesowała się nim od dawna Jak ujawniono, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego interesowała się Brunonem K. od końca 2011 roku. Na jego ślad natrafiła prowadząc szczegółową analizę kontaktów Andersa Breivika, który w Norwegii zamordował 77 osób, a wcześniej kupił w Polsce kilkaset gramów substancji do produkcji ładunków wybuchowych. CZYTAJ WIĘCEJ NA RMF24.PL