Jak się nieoficjalnie dowiedzieli reporterzy RMF FM, Piotr Ruzicki wpadł w Warszawie. Fakt jego zatrzymania policjanci utrzymywali w tajemnicy, by dotrzeć do osób, które mu pomagały i także je schwytać. Akcję przeprowadzili stołeczni funkcjonariusze, dla których pojmanie Ruzickiego było ostatnio priorytetem. Piotr Ruzicki uciekł policjantom ze szpitala przy Banacha w Warszawie w piątek 26 maja. Wcześniej, przed wizytą w placówce, zeznawał w prokuraturze. Był świadkiem w sprawie dotyczącej oszustw, prowadzonej przez Prokuraturę Rejonową Warszawa-Śródmieście. Po zakończeniu przesłuchania - zamiast do aresztu śledczego, gdzie był osadzony - przewieziono go do szpitala. 42-latek miał w czasie przesłuchania w prokuraturze powiedzieć, że źle się czuje - i dlatego trafił na Banacha na rutynowe badania. Mężczyzna był konwojowany przez grupę policjantów, ale mimo to udało mu się uciec z budynku szpitala. Nieznany mężczyzna sterroryzował bronią konwojenta, po czym skazany wraz z napastnikiem uciekli samochodem. Okoliczności ucieczki 42-latka bada prokuratura ze stołecznej Ochoty. Zabezpieczono m.in. monitoring ze szpitala i przesłuchano świadków. Śledczy muszą ustalić, czy była to od dawna planowana akcja. Zagadką pozostaje, skąd wspólnik lub wspólnicy wiedzieli o przesłuchaniu w prokuraturze, a także o przewiezieniu mężczyzny do szpitala. Jak dowiedział się dziennikarz RMF FM, w tej sprawie przesłuchano już prokurator prowadzącą śledztwo. Według informacji naszego reportera, sprawdzane będzie, czy informacja o tych czynnościach mogła wypłynąć z zakładu karnego, od konwojentów, a także pogotowia. Jest podejrzenie, że budynek prokuratury był obserwowany. Zachowanie konwojentów bada także wydział kontroli wewnętrznej w stołecznej policji. Uciekinier odsiadywał 7 lat więzienia za wyłudzenia oraz oszustwa. (mpw) Krzysztof Zasada