Bez wątpienia oskarżenia pod adresem Zbigniewa Ziobry brzmią dużo poważniej. Zarzuca się mu znacznie więcej niż Kaczyńskiemu przypadków naruszenia kodeksu karnego. Prezes PiS - zdaniem polityków Platformy Obywatelskiej - dopuścił się właściwie dwóch grzechów. Po pierwsze, nie mając do tego podstawy prawnej, powołał dwa zajmujące się przestępczością międzyresortowe zespoły, czym naruszył konstytucję. Po drugie, podczas spotkania z ministrami powiedział, by "zamknąć" Barbarę Blidę, do czego nawet jako premier nie miał prawa. Z kolei dzisiejszemu szefowi Solidarnej Polski Platforma stawia jeden fundamentalny zarzut, że będąc ministrem wykorzystywał tę funkcję do politycznych rozliczeń, zwalczał politycznych przeciwników i zawodowych rywali, próbując na siłę udowodnić istnienie sieci polityczno-biznesowo-towarzyskich powiązań przestępczych. Na niemal 30 stronach wymieniono wiele przypadków ręcznego sterowania prokuraturą w imię celów czysto politycznych. Zarzucono też Ziobrze okłamywanie Sejmu w sprawie Barbary Blidy, przypomniano starania o bezzasadne zakładanie podsłuchów i pomawianie różnych osób o czyny, których nie dokonały. Platforma się waha Klucz do uruchomienia procedury stawiania przed Trybunałem Stanu ma w swych rękach Platforma Obywatelska. Jej liderzy wciąż jednak nie mogą podjąć decyzji, czy ruszać do boju z liderami prawicowej opozycji, czy też jednak machnąć na to ręką. Podczas ubiegłotygodniowego posiedzenia zarządu PO większość jego członków opowiadała się za Trybunałem, ale formalną decyzję musiałby podjąć klub parlamentarny. A ten wsłucha się przede wszystkim w głos Donalda Tuska, który wydaje się nie być entuzjastą rozliczeń z poprzednikiem. Platforma rozważa dziś "za" i "przeciw", i boi się, że Trybunał może zostać uznany za polityczną zemstę i odwracanie uwagi od problemów gospodarki. W dodatku osiągnięcie powodzenia całej operacji jest wysoce niepewne. Nawet przy pełnej mobilizacji liberalno-lewicowej koalicji zwolenników Trybunału brakuje co najmniej kilkunastu sejmowych szabel.