Już na wstępnym etapie obróbki trzy czwarte zdjęć trafia do kosza. W ubiegłym roku z dwóch i pół miliona zdjęć przesłanych przez fotoradary, tylko 772 tysiące nadawało się do tego, żeby na ich podstawie ustalić właściciela, lub kierowcę auta. Z ponad 770 tysięcy wezwań ostatecznie tylko 262 tysiące postępowań zakończyło się wystawieniem mandatu. Czyli, zaledwie co dziesiąte. Rok wcześniej proporcje były podobne. Fotoradary zrobiły ponad milion siedemset tysięcy zdjęć i tylko na podstawie co czwartego udało się ustalić sprawcę wykroczenia. Mandaty wysłano do zaledwie 120 tysięcy kierowców. Skąd takie "marne" statystyki? Inspekcja Transportu Drogowego zasłania się kierowcami zza granicy. Urzędnicy twierdzą, że co piąty sfotografowany samochód miał zagraniczne tablice rejestracyjne. Oprócz tego, około 30 procent zdjęć jest złej jakości, co nie pozwala odczytać numerów rejestracyjnych. Zdarza się i tak, że na fotografii są dwa auta, a to wyklucza ustalenie sprawcy. - Jeżeli nie jesteśmy w stanie wskazać ze stu procentową pewnością, czyj pojazd został namierzony, to w takiej sytuacji takie zdjęcie nie jest dalej procesowane. Właściciel pojazdu nawet nie dowiaduje się że urządzenie wykonało mu zdjęcie - tłumaczy Łukasz Majchrzak z ITD. Z dwóch i pół miliona zrobionych zdjęć tylko 770 tysięcy nadawało się do tego, żeby na ich podstawie wysłać do kierowców zawiadomienia. Jak nieoficjalnie ustalił reporter RMF FM za taki wynik odpowiada również automatyczny system przetwarzania danych, który jest niewydolny i sporą część zdjęć dyskwalifikuje. ITD zapewnia, że system działa sprawnie i na pewno przyjmie zdjęcia z kolejnych, nowo stawianych fotoradarów. Mariusz Piekarski Poinformuj nas o sytuacji na drogach, prześlij zdjęcia! Najświeższe informacje o sytuacji na drogach na Twitterze