Po ujawnieniu informacji przez media, że Radosław Ścibiorek prosił PZPN o sprzedanie biletów "Staruchowi" Donald Tusk groził wyrzuceniem kierownictwa Komendy Stołecznej. - Rzeczywiście byłem zaintrygowany - stwierdził wtedy szef rządu. Jak dodał, po tłumaczeniach uwierzył, że nie było złej woli w prośbie o wydanie biletu "Staruchowi". Teraz natomiast utrzymuje, że będzie się domagał wyjaśnień od kierownictwa policji, dlaczego zdecydowało się na przywrócenie naczelnika na dawne stanowisko. Naczelnik wyleciał z wielkim hukiem Ścibiorek stracił stanowisko przed dwoma laty, po zadymie po meczu Pucharu Polski między Legią Warszawa a Lechem Poznań na stadionie Zawiszy w Bydgoszczy. Zamieszki wybuchły tuż po zakończeniu spotkania - pseudokibice zaczęli niszczyć krzesła i ogrodzenie, wdarli się na murawę, gdzie poturbowali operatorkę telewizyjną, zniszczyli reklamy elektroniczne i głośniki. Do akcji musiała wkroczyć policja, bo pracownicy firm ochroniarskich nie byli w stanie przywrócić porządku na stadionie.Straty wyceniono na 82,5 tysiąca złotych. Pieniądze zwrócił organizatorom spotkania Polski Związek Piłki Nożnej.Po burdach w Bydgoszczy zarzuty usłyszało ponad 120 chuliganów. Wśród nich był także nieformalny lider kiboli Legii Piotr S., pseudonim Staruch. Na meczu pojawił się mimo zakazu stadionowego. Jak się później okazało, o sprzedanie mu biletu poprosił w piśmie do PZPN-u właśnie Ścibiorek.