To, dlaczego 40-letni polski pilot nie żyje, wyjaśni specjalna komisja słowackiego urzędu lotniczego. Wiadomo, że pilot leciał za sterami dużego, 18-metrowego szybowca ASG 29 niemieckiej produkcji. Taki sam szybowiec rozbił się w maju 2012 roku niedaleko Leszna. Pilot uratował się skacząc na spadochronie. Wtedy Komisja Badania Wypadków Lotniczych stwierdziła wadę fabryczną - kompozyty, z których zbudowanych był ster wysokości, zostały źle sklejone i doszło do rozwarstwienia. Silnik dolotowy Co ciekawe, szybowiec ten wyposażony jest w silnik dolotowy,pozwalający na dotarcie do miejsca, w którym można bezpiecznie lądować. Nie wiadomo, dlaczego pilot, który wczoraj zginął, go nie użył. Mężczyzna był zawodnikiem Aeroklubu Rybnickiego Okręgu Węglowego. Wylatał 1300 godzin. Tuż po wypadku wczorajsze zawody zostały przerwane, dzisiejsze konkurencje odwołano. Awaryjne lądowania Pierwszy z szybowców lądował awaryjnie pomiędzy Doliną Kościeliską a Doliną Chochołowską. Pilot nie ucierpiał. Maszyna ma uszkodzone skrzydło i szybę. Kolejny płatowiec musiał lądować awaryjnie w rejonie Poronina, następny - w centrum Zakopanego na Polanie Lipki, a jeszcze jeden w Kościelisku. Pilotom tych maszyn również nic się nie stało. Wszystkie maszyny brały udział w polsko-słowackich zawodach szybowcowych. To jedne z największych zawodów w Europie. Maciej Pałahicki