Na ujawnionym przez TVN nagraniu widać, jak zwracane ze sklepów mięso jest segregowane tak, by jak największa część odrzutów trafiła do ponownej sprzedaży. Nawet produkty z bardzo krótkim terminem ważności są przerabiane na mielonki, wędliny i kiełbasy. Jak się okazało, skala procederu była ogromna. "Miesięcznie sklepy zwracały nawet po kilka ton towaru" - mówi informator programu.Producent często dostawał z powrotem także zepsute produkty. "Cały udziec świński uwędzony, upieczony, w zeszłym tygodniu stał na magazynie. Owinęli go folią, w środku była woda, zrobił się grzyb taki biały. Umyli to, podgrzali i jest jak świeży" - to jedna z opowieści pracownika zakładu zarejestrowana przez ukrytą kamerę. "Jeśli takie rzeczy wprowadza się na teren zakładu, to one zakażają stoły, posadzki. Bakteria, chodzi tutaj o listerię, zakaża najczęściej wędliny" - twierdzi informator. "Wszyscy wiedzą o kontrolach dzień wcześniej" "Ta żywność nie powinna trafiać do ludzi" - powiedział TVN Jarosław Naze, zastępca Głównego Inspektora Weterynarii. "Zakład, który produkuje mięso, nie może przyjmować zwrotów"- dodał. Wbrew temu producent regularnie otrzymywał dobre oceny od kontrolującego go lekarza weterynarii. "Kontrole najczęściej są zapowiedziane, wszyscy wiedzą o tym dzień wcześniej" - wyjaśnił informator. Produkty trafiały do sklepów i jednostek wojskowych Kilka miesięcy temu w jednym z produktów firmy wykryto jednak groźne dla zdrowia bakterie. Przyczyną zakażenia mogło być właśnie przyjmowanie towaru pochodzącego ze zwrotów. Produkowane w zakładzie mięso i wędliny trafiały do sklepów i jednostek wojskowych.