Joanna i Rafał Tatera mieszkają w Berlinie od dwóch lat. On nie pracuje, ona jest na urlopie macierzyńskim. Jugendamt odebrał im dzieci po donosie skonfliktowanego z rodziną sąsiada, obywatela Turcji. Urzędnicy uznali, że Polacy źle zajmują się synami. Od pół roku państwo Tatera mogą widywać synów -Tobiasza, Bartka i Cypriana - przez zaledwie 3 godziny w tygodniu i pod nadzorem niemieckich urzędników. Nie wolno im rozmawiać z dziećmi po polsku, ani okazywać emocji. Bój o chłopców trwa od czerwca 2013 roku. Rodziców niepokoi fakt, że dzieci w ośrodku Jugendamtu są brudne, zaniedbane i posiniaczone. Zawiadomili niemiecką prokuraturę, że najstarszy z nich, 5-letni Cyprian, może być molestowany. Ale nikt ich nie słucha. - Próbujemy walczyć, ale jednocześnie czujemy się bezsilni. Nie wiemy już co robić - powiedziała pani Joanna, matka chłopców. - W grę wchodził też alkohol. Bez przyczyny te dzieci nie zostały zabrane - mówi z kolei Gabriela Szewczyk, biegła powołana w tej sprawie. Rodzina dostaje rachunki za pobyt dzieci pod opieką Jugendamtu na kwotę 17 tys. euro miesięcznie. Państwo Tatera przed sądem walczą więc nie tylko o odzyskanie dzieci, ale też o umorzenie tego długu. Aneta Łuczkowska