Między innymi temu ma służyć spotkanie szefa rządu ze swoim zastępcą, czyli wielkim przegranym sobotnich wyborów. Czy Donald Tusk zamierza powstrzymać Waldemara Pawlaka przed dymisją? Z informacji naszej reporterki wynika, że nie. Premier dobrze wie, że rozdzielenie funkcji rządowych i partyjnych to de facto paraliż decyzyjny. Nie może być tak, że rząd debatuje nad ustawą, a wicepremier Waldemar dzwoni do swojego szefa Janusza i pyta go o zdanie - to dość zgodna opinia współpracowników szefa rządu. Pytanie brzmi obecnie raczej - kto za Pawlaka i w jakim resorcie. Z wczorajszego sondowania ludowców przez polityków Platformy wynika, że Piechociński nie ma ochoty na najprostszą i najwygodniejszą dla PO zamianę, czyli wzięcie teki wicepremiera i ministra gospodarki. Politycy PSL wskazywali na Stanisława Żelichowskiego, który mógłby objąć resort środowiska. Przy okazji pojawiało się również nazwisko Czesława Siekierskiego, speca od rolnictwa, ale ten musiałby zrezygnować z Parlamentu Europejskiego. Sytuację komplikuje również to, że PSL dopiero w sobotę wybierze członków Naczelnego Komitetu Wykonawczego. A to właśnie to ciało ostatecznie akceptuje wszelkie polityczne decyzje. "Byłoby lepiej, gdyby Piechociński wszedł do rządu" Wejście do rządu nowego lidera ludowców za najlepsze rozwiązanie uznaje rzecznik Rady Ministrów Paweł Graś. Historia pokazuje, że układ, w którym lider partii koalicyjnej nie jest jednocześnie członkiem rządu, się nie sprawdza. Taki układ rodzi problemy i pokusę już nie tylko tego mitycznego sterowania z drugiego siedzenia, ale takiego naturalnego budowania opozycji partyjnej wobec tego, co się dzieje - mówił Graś w Kontrwywiadzie RMF FM. W takim układzie byłoby dla koalicji lepiej, gdyby wszedł do rządu, ale jak wiemy, prezes Piechociński ma zupełnie inną koncepcję. Ta koncepcja to był powód takiej fundamentalnej różnicy zdań między nim a prezesem Pawlakiem - dodał.