Amerykańscy śledczy liczą na to, że Roman Polański wcześniej czy później przyjedzie do Los Angeles i że jego sprawa zostanie zakończona. Nikt nie przesądza, jaki będzie jej finał, ale uważają, że reżyser powinien stanąć przed sądem. Nie rezygnują więc z jego ścigania. Decyzja ministra sprawiedliwości daje śledczym nadzieję, że próby ściągnięcia Polańskiego do USA zakończą się powodzeniem. Od paru dni o sprawie znów jest głośno w Stanach Zjednoczonych. Telewizja NBC informowała na przykład, że trwająca dziesięciolecia historia ekstradycyjna odnotowała kolejny ostry zwrot. Także "New Jork Times" informuje, że sprawa w Polsce nabrała "nowego obrotu". Reżyserowi zarzucono sześć przestępstw Przypomnijmy, że w 1977 roku reżyserowi zarzucono w Stanach Zjednoczonych sześć przestępstw, w tym gwałt na osobie pod wpływem narkotyków i molestowanie nieletniej. Na mocy zawartej wówczas ze stronami ugody Polański przyznał się do uprawiania seksu z nieletnią, a prokuratura wycofała pozostałe zarzuty. W ramach uzgodnionej kary reżyser dobrowolnie stawił się do zakładu karnego i spędził tam 42 dni na tzw. obserwacji diagnostycznej, która maksymalnie może trwać 90 dni. Po tym okresie został zwolniony przez władze więzienne, według których jego dalszy pobyt w zakładzie nie był wskazany. Przed ogłoszeniem wyroku Polański opuścił jednak USA, obawiając się, że sędzia nie dotrzyma warunków zawartej ugody. Paweł Żuchowski