Na krakowską wigilię przyjeżdżają bezdomni i biedni z różnych zakątków Polski. Na ciepły posiłek może liczyć każdy, bo jak mówią organizatorzy, nikt nie może odejść głodny od wigilijnego stołu. Kucharze przygotowali ok. 6 tys. litrów zupy grzybowej z łazankami, 6 ton kapusty z grzybami i ok. 100 tys. ręcznie lepionych pierogów. Jedzenie jest odgrzewane w kotłach i na grillach i wydawane w jednorazowych naczyniach. By otrzymać porcję trzeba kilka minut stać w kolejce, bo tak wielu jest chętnych. Wydano już kilkanaście tysięcy porcji. - 90 procent tych, którzy przychodzą, to ludzie naprawdę potrzebujący, skrzywdzeni przez los, niektórzy z wyboru, niektórzy z okoliczności. My nie oceniamy, co jest powodem ich sytuacji, my ssię z tą sytuacją mierzymy poprzez niesienie pomocy - mówił restaurator, organizator wigilii, Jan Kościuszko. - Myślę, że to jest już samonapędzający się element mojego życia, bo nawet gdybym chciał przestać, nie bardzo bym umiał. Ci ludzie czekają na ten dzień, na to, żeby spotkać się, być razem i skosztować tych dań, które dajemy. Dopóki będzie mnie na to stać, oby jak najdłużej, będę to robił w takiej czy innej skali - dodał Kościuszko. Dla zamożniejszych jest to okazja, aby wspomóc bezdomnych przynosząc to czego najbardziej potrzebują. Na Rynku zbierano i wydawano potrzebującym żywność o przedłużonej przydatności do spożycia - konserwy, gotowe dania i makarony. Dziesiąta już Wigilia dla Potrzebujących w Rynku Głównym zakończy się po zmroku.