Kiedyś były premier robił sobie dowcipy z gabinetu cieniasów Platformy, a teraz PO składa mu propozycje. Umowa zawiera ofertę startu w wyborach do Parlamentu Europejskiego, zakłada udział Marcinkiewcza w kampanii prezydenckiej Donalda Tuska i wejście do rządu PO. Start wyborczy zależy wyłącznie od byłego premiera. Jeśli Marcinkiewicz będzie chciał kandydować, dostanie pierwsze miejsce na liście w najbardziej prestiżowym okręgu warszawskim. Jeśli nie, a w tej chwili więcej wskazuje, że tak będzie, to pozostanie na ławce rezerwowych aż do startu kampanii prezydenckiej. Wtedy zajmie eksponowane miejsce, ale być może wejdzie równocześnie do rządu. I jeśli byłby to rząd Grzegorza Schetyny, to Marcinkiewicz mógłby zająć jego miejsce w MSWiA. Takie są plany. Na razie dla Platformy ważne jest, by były szef rządu nie zaangażował się w żadne konkurencyjne dla niej przedsięwzięcie polityczne. Sam Marcinkiewicz woli na razie życie londyńskie i zajęty jest perturbacjami rozwodowo-małżeńskimi.