Na pierwszy rzut oka raport Pitery nie jest porażający. Nie ma tam nic, o czym wcześniej nie informowałyby media. Najważniejsze zarzuty to zakup broni dla CBA zanim Agencja została dopisana do rejestru służb do tego uprawnionych. Jest zarzut, że CBA wynajmuje biura z wolnej ręki, bez przetargu i cały czas odmawia ujawnienia - za ile i na jakich warunkach. Pitera opisuje, jak na początku działalności dokumenty CBA zamiast w sejfach i szafach, stały w kartonach na korytarzu, a agenci CBA, by nauczyć się ewidencji dokumentów, chodzili podglądać ABW i kancelarię Sejmu. Pitera twierdzi, że agenci CBA często naginali prawo. Np. w prokuraturze w Gdańsku bez zgody zaczęli fotografować z ukrycia interesujące ich materiały, a potem głośno je czytali i nagrywali na dyktafon. W raporcie nie ma stwierdzenia, że CBA łamało prawo. Julia Pitera sugeruje, że o tym powinna rozstrzygnąć komisja śledcza. Zresztą większość tego raportu stanowi opisana dzień po dniu sekwencja zdarzeń akcji przeciwko posłance Sawickiej. A kilkanaście stron raportu wciąż pozostaje tajne.