W oświadczeniu ABW, przesłanym do redakcji RMF, jest potwierdzenie faktów, które dziennikarze RMF FM podali oraz - co ciekawe - zaprzeczenie informacjom, które nie pojawiły się w materiale. ABW przekonuje, że wydawanie poleceń, którym podporządkowali się policjanci jest ustawowym uprawnieniem Agencji. Taka decyzja, o pozostaniu oficerów w samochodzie - jak napisano - była konieczna ze względów taktycznych, bo akcja miała "skoordynowany czasowo przebieg". Oficer Agencji, który wsiadł do samochodu, w którym przebywali oficerowie CBŚP, nie zostawiał swego wyposażenia przed autem, jednak jego broń - jak zapewnia ABW - nie była w żaden sposób eksponowana. Nie ma natomiast odpowiedzi, dlaczego towarzyszył policjantom. ABW argumentuje też, policjanci nie podważali poleceń agentów. "Jeśli oficerowie uważają, że ich prawa zostały naruszone, na pewno wiedzą, jakie kroki podjąć" - w ten sposób kończy się oświadczenie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Oświadczenie ABW:"Informacje przedstawione w materiale RMF FM są nieprawdziwe.Potwierdzamy, że dwóch oficerów Policji znalazło się w obszarze porannych poniedziałkowych czynności procesowych ABW towarzyszących zatrzymaniu Naczelnika Rzeszowskiego CBŚP Piotra J.Funkcjonariusze Policji znajdowali się w samochodzie, do którego wsiadł Piotr J. W chwili zatrzymania jedyną osobą, która została obezwładniona przez funkcjonariuszy ABW był Piotr J.Nie jest prawdą, że pozostali dwaj funkcjonariusze Policji zostali zatrzymani.Nie jest prawdą, że stosowano wobec nich siłę fizyczną.Nie jest prawdą, że stosowano wobec nich środki przymusu bezpośredniego lub ograniczono ich swobodę ruchów.Jako obecni na miejscu prowadzonych przez ABW działań o określonym charakterze, podporządkowali się poleceniom oficerów ABW. Wydawanie poleceń określonego zachowania się jest jednym z ustawowych uprawnień funkcjonariuszy Agencji.Z uwagi na to, że poniedziałkowa akcja miała skoordynowany czasowo zasięg, decyzja ta była konieczna ze względów taktycznych.Zdarzenie mogło trwać około 20 minut. Samochód, w którym znajdowali się dwaj funkcjonariusze Policji i Piotr J., nie został w żaden sposób uszkodzony. Oficer ABW, który wsiadł do tego samochodu, nie zostawił swego wyposażenia przed autem, jednak broń nie była w żaden sposób eksponowana.Policjanci nie sprzeciwiali się wydawanym przez funkcjonariuszy ABW poleceniom, nie zgłaszali też zastrzeżeń co do sposobu prowadzonych czynności.Jeżeli "poszkodowani" uważają, że zostały naruszone ich prawa, jako oficerowie Policji z pewnością wiedzą, jakie kroki podjąć". Przebieg poniedziałkowych wydarzeń w Rzeszowie Jak ustalili dziennikarze RMF FM, szef rzeszowskiego zarządu CBŚP miał wraz z dwoma oficerami wyjechać po 05:00 rano ze swego domu w Rzeszowie do Warszawy na uroczystości w centrali: jego podwładni mieli otrzymać od szefostwa policji odznaczenia. W tym czasie przed domem naczelnika na zaplanowane na godzinę 06:00 rozpoczęcie akcji czekali już uzbrojeni agenci ABW. Jeszcze zanim akcja się rozpoczęła, szef rzeszowskiego zarządu CBŚP wyszedł z domu: gdy wsiadał do samochodu, funkcjonariusze przystąpili do "dynamicznego zatrzymania". Naczelnika obezwładniono, zatrzymano także dwóch towarzyszących mu oficerów - niepodejrzewanych w tej sprawie, którzy mieli odebrać w Warszawie odznaczenia. Grożąc bronią, kazano im - jak dowiedzieli się nasi dziennikarze - wejść do samochodu, jednocześnie zakazano jakichkolwiek kontaktów telefonicznych. Przez kilkadziesiąt minut oficerów pilnował w aucie agent ABW z bronią. Z ustaleń reporterów RMF FM wynika również, że podczas zatrzymania uszkodzony został samochód CBŚP: ma m.in. wybitą szybę. Doświadczeni ludzie służb mówią o "katastrofalnym" rozpoznaniu: "Mogło się skończyć strzelaniną" Sprawa jest tymczasem dla Agencji bardzo niewygodna. Doświadczeni funkcjonariusze służb, z którymi rozmawiali dziennikarze RMF FM, twierdzą, że incydent może skończyć się zarzutami dla agentów ABW za przekroczenie uprawnień w związku z bezpodstawnym pozbawieniem wolności. "Katastrofą" rozmówcy Marka Balawajdra i Krzysztofa Zasady nazywają ponadto rozpoznanie przed porannym zatrzymaniem: agenci nie wiedzieli bowiem, że przed 06:00 - czyli przed planowanym początkiem akcji - szef rzeszowskiego CBŚP ma wyjechać ze swymi podwładnymi do Warszawy na uroczystość wręczenia medali. Jeden z oficerów, z którymi rozmawiali nasi dziennikarze, stwierdził wprost: ta akcja mogła zakończyć się strzelaniną. Smaczku dodaje całej sprawie fakt, że obie służby - ABW i CBŚP - nadzoruje ten sam człowiek: szef MSWiA i koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński. Szef policyjnych związków zawodowych: Zaplanowanie tej akcji to całkowita porażka Krytycznie poniedziałkową operację ABW ocenia również szef policyjnych związków zawodowych Rafał Jankowski. Według niego, dowodzący akcją i funkcjonariusze odpowiedzialni za bezprawne zatrzymanie oficerów CBŚP powinni ponieść konsekwencje. Jankowskiego najbardziej oburza całkowity brak profesjonalizmu agentów ABW, jeśli chodzi o rozpoznanie przed akcją zatrzymania naczelnika. W rozmowie z Krzysztofem Zasadą szef policyjnych związków zawodowych ocenia wprost: zaplanowanie tej akcji to "całkowita porażka". "Jeżeli ktoś przygotowuje akcję zatrzymania jednego człowieka, a podczas zatrzymania okazuje się, że w samochodzie są funkcjonariusze innej służby - a przecież mogli być w tym czasie uzbrojeni - to naraża i swoich ludzi, i tych wszystkich, którzy byli na miejscu" - stwierdził Rafał Jankowski, szef policyjnych związków zawodowych. Według Rafała Jankowskiego, sprawa powinna być wyjaśniona w policji, ale także w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a winni tej sytuacji powinni liczyć się z odpowiedzialnością dyscyplinarną, a nawet karną. Zatrzymania w głośnym śledztwie ws. domniemanego parasola ochronnego nad agencjami towarzyskimi W ramach poniedziałkowej operacji - obok szefa podkarpackiego zarządu CBŚP - agenci ABW zatrzymali również dwóch byłych oficerów CBŚP i byłego dyrektora rzeszowskiej delegatury CBA. Zatrzymania przeprowadzono w śledztwie dotyczącym Daniela Ś. - byłego naczelnika CBŚP w Rzeszowie, który miał m.in. odpowiadać za parasol ochronny, jaki oficerowie rzeszowskiego CBŚP mieli roztaczać nad agencjami towarzyskimi na Podkarpaciu prowadzonymi przez dwóch Ukraińców. We wtorek zatrzymani dzień wcześniej czterej wysocy rangą obecni i byli funkcjonariusze CBŚP i CBA usłyszeli zarzuty. Chodzi m.in. o przyjmowanie łapówek w związku z pełnieniem funkcji publicznej. Treść zarzutów jest niejawna, jednak dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada ustalił, że dotyczą one przede wszystkim łapówek, które funkcjonariuszom mieli dawać właśnie dwaj ukraińscy właściciele agencji towarzyskich z Podkarpacia - w zamian za swoisty parasol ochronny służb nad ich interesem. Zarzucane podejrzanym czyny zagrożone są karą nawet do 10 lat więzienia. "Z uwagi na konieczność zabezpieczenia prawidłowego toku postępowania" - jak czytamy w oficjalnym komunikacie przesłanym przez Dział Prasowy Prokuratury Krajowej - prokurator zwrócił się do sądu z wnioskami o tymczasowe aresztowanie podejrzanych - a sąd argumentację prokuratora podzielił. Czterej podejrzani obecni i byli funkcjonariusze zostali aresztowani tymczasowo na trzy miesiące. Edyta Bieńczak, Krzysztof Zasada, Marek Balawajder