Wysłany do Sejmu wniosek prokuratury o zatrzymanie i aresztowanie posła Gawłowskiego zawiera co najmniej 12 fragmentów tekstu, wziętych wprost z komentarza do kodeksu karnego autorstwa prof. Andrzeja Marka. Prokurator tylko raz, w niejasny sposób wspomina, że przywołuje jego słowa. Nie używa przypisów do tekstu, ani nie oznacza w nim cytatów z prac profesora. W większości przypadków posługuje się nimi bez użycia cudzysłowu, jak własnymi słowami. Łącznie zapożyczono tak około 60 wierszy, a więc ok. dwóch stron całego dokumentu. Bez zażenowania Sporządzający wniosek tylko na początku starali się unikać możliwości wykrycia nieoryginalnego tekstu np. przez używany przez uczelnie system "Antyplagiat". Na stronie 20. wniosku słowo "przekupstwa" w zdaniu prof. Marka zamieniono na "przestępstwa", nie zmieniając przy tym jednak ani przecinka w reszcie liczącego sześć wierszy skopiowanego fragmentu. W kolejnym skopiowanym zdaniu autorzy dołożyli z kolei słowo "zatem". Pozostałe jednak wzięte z pracy nieżyjącego toruńskiego karnisty zdania wniosku prokuratury po prostu przeniesiono z autorskiego komentarza prof. Marka do Kodeksu karnego, bez zmieniania ani słowa. Działo się tak, nawet jeśli zajmowały pół strony tekstu, a zawierały np. łatwe do odwrócenia wyliczenia albo słowa, które bez trudu dałoby się zastąpić synonimami. Jedyne miejsce, w którym wniosek wymienia nazwisko prof. Marka to fragment jego komentarza dotyczący przestępstwa plagiatu. Prokuratura napisała w nawiasie: "(komentarz do art. 12 kodeksu karnego Andrzej Marek)". Niewłaściwie jednak oznacza, czego dotyczy treść tego nawiasu. Pojawia się on po zdaniu ujętym w cudzysłów, co stwarza wrażenie, że prof. Marek jest autorem tylko tego zdania. To zaś nieprawda, bo prokurator w tym miejscu przepisał z pracy prof. Marka całe dwa akapity, zajmujące ponad połowę strony. Uczciwe powołanie się na prawdziwego autora tych słów wymagałoby objęcia cudzysłowem całego oznaczonego na zielono fragmentu i wyjaśnienia, że jego całość pochodzi z pracy prof. Marka. Tak jednak nie zrobiono. Błąd z zapożyczenia, czyli kradzione ośmiesza (prokuratora) Absolutnym kuriozum także z uwagi na skutki, jest zapożyczenie przez prokuraturę jednego z fragmentów na stronach 28 i 29 wniosku: przeklejając, bez wskazania źródła, słowa toruńskiego karnisty, prokuratorzy nie zadali sobie trudu, by sprawdzić, czy opisany przez niego kiedyś stan prawny jest nadal aktualny. W efekcie nie tylko zamieścili we wniosku komentarz kradziony, ale i nieaktualny, uzasadniając nim równie chybiony zarzut. Wspominana przez prof. Marka w komentarzu ustawa z 22 stycznia 1999 o ochronie informacji niejawnych w momencie zarzucanego Gawłowskiemu zdradzenia w 2013 tajemnicy służbowej - już nie obowiązywała. Przestała istnieć dwa lata wcześniej, w 2011 roku. Razem z nią z polskiego prawa zniknęło też pojęcie "tajemnicy służbowej". Mimo to z uzasadnienia wniosku wynika, że prokuratura chce oskarżyć Gawłowskiego o jej ujawnienie. To, że przytaczanie pod koniec 2017 roku dawno już nieaktualnych komentarzy do nieistniejących przepisów jest równie niedorzeczne, jak stawianie zarzutów na podstawie ich naruszenia wytknęli eksperci Biura Analiz Sejmowych w opinii prawnej o poprawności formalnej wniosku: Wystarczy nie kraść Wyjaśnienie działania prokuratury może być krępująco proste: z lenistwa bądź przez niedbalstwo, np. kopiując część uzasadnienia wniosku z prac prof. Marka jego autorzy nie pomyśleli, że mogą one być częściowo nieaktualne. Profesor mógł aktualizować komentarze do kodeksu karnego tylko do 2012, kiedy zmarł. Tym swobodniej podając jego dawne komentarze jako obecne i swoje pracujący nad wnioskiem prokuratorzy nie sprawdzili nawet, czy przepisy czy wręcz całe ustawy, których komentarze profesora dotyczyły jeszcze istnieją, i jak ew. brzmią obecnie. Gdyby praca prokuratorów była samodzielna, a dowodzenie racji wniosku prowadziło od treści zarzutów do ich wspierania komentarzem, a nie odwrotnie - do takiej sytuacji w oczywisty sposób nie mogłoby dojść. W efekcie jednak stosowania odwróconego rozumowania, od komentarza (zapożyczonego, niesprawdzonego i nieaktualnego) po formułowanie wniosków z zarzutami - prokuratorzy skierowali do Sejmu dokument, w którym formalnie oskarżyli posła o naruszenie przepisów nieistniejących. Zarzucając posłowi Gawłowskiemu plagiat sami zaś dali się złapać na oczywistych i podważających własną wiarygodność zapożyczeniach. Prokuratorze, skaż się sam Osobliwością sprawy jest także to, że dokładnie w tym wniosku, w którym prokuratorzy tak bezceremonialnie naruszają prawa autorskie prof. Marka, oni sami opisują, że przywłaszczenie sobie autorstwa utworu lub jego części dokonuje się już w momencie "np. naniesienia swojego nazwiska na egzemplarz opracowania, podanie do publicznej wiadomości swojego nazwiska jako nazwiska autora", niekoniecznie dopiero publikacji. Co więcej, wg prokuratury: "Opisywany czyn popełniony w formie wprowadzenia w błąd innej osoby co do autorstwa cudzego utworu dokonany jest w momencie spowodowania u adresata przekazu informacyjnego błędnego wrażenia o stanie rzeczywistym". Błędne wrażenie o stanie rzeczywistym do dziś miał adresat przekazu - Sejm RP. Swoje nazwiska pod skierowanym do Sejmu wnioskiem naniosły prokurator Aldona Lema, naczelnik Zachodniopomorskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przedsiębiorczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Szczecinie oraz prokurator Beata Marczak, zastępca prokuratora generalnego, która skierowała pismo do marszałka Sejmu. Tomasz Skory