Robert Mazurek: Na zachodzie bez zmian. Merkel prawdopodobnie wygra, Macron, czyli takie francuskie mniejsze zło, wygrał. Zdzisław Krasnodębski: No nie, zmiany są ogromne, tak naprawdę. Wiele trzeba zmienić, by wszystko zostało po staremu. Bo tylu na przykład Francuzów nie poszło na głosowanie, bo tylu zagłosowało na polityka, który uchodzi za bardzo skrajnego i w zasadzie był wykluczony z życia publicznego, Front Narodowy, co teraz pewnie nie będzie możliwe. Ja to znam z Parlamentu Europejskiego, bo tam często nie można zapraszać do jakiś negocjacji poprawek parlamentarzystów, kolegów z Frontu Narodowego, niezależnie co mówią. Czasami oczywiście mówią rzeczy, które są nie do zaakceptowania, ale rozsądne. Tak naprawdę to jest pozorne, że się nie zmienia, ponieważ zmienia się gwałtownie rzeczywistość polityczna nie tylko we Francji. Sam Macron jako prezydent? Pan mówi o nim, że nie wiadomo, czy jest prawicowy czy lewicowy. Mówi się, że nie wiadomo, czy jest kobietą, czy jest mężczyzną? Co to ma znaczyć właściwie? Ja zacytowałem znanego publicystę niemieckiego, że nie wiadomo, czy jest kobietą czy mężczyzną, że jest takim udanym produktem, ani prawicowy ani lewicowy. To był zresztą bardzo ciekawy artykuł "Frankfurter Allgemeine Zeitung". On rzeczywiście robi wrażanie człowieka wykreowanego. Ale jedno wiadomo chyba. On za nami specjalnie nie przepada. Za nami bardzo mało polityków przepada. Jesteśmy trudnym krajem. A wy trudną władzą. Przede wszystkim mamy opozycję totalną, która chodziła po Europie i opowiadała, że w Polsce jest gorzej niż w stanie wojennym. Wczoraj miałem kolację z kolegami z Bundestagu. Był też przedstawiciel opozycji. Na tej kolacji trochę sobie żartowaliśmy. Ja pytałem, czy rzeczywistości uważają, że w Polsce jest gorzej niż w stanie wojennym - twierdzili, że jednak nie. Może nie jest gorzej, ale Europa ma z wami problem. Z opozycją mniejszy chyba? I to jest właśnie niesłuszne. Powinna lepiej przyglądać się. Ma trochę kłopot z opozycją, bo na przykład kiedyś przyjmowano w Parlamencie Europejskim, w Komisji Europejskiej pana Mateusza Kijowskiego. Jedna z moim koleżanek, która była przewodniczącą pewnej grupy, frakcji w Parlamencie Europejskim, zgodziła się ze mną, że jednak porównywanie KOD-u do KOR-u jest pewną przesadą. Trochę się wstydzą, że go przyjmowali, szczerze mówiąc, po tych sprawach skandalicznych z pieniędzmi w KOD-zie. Zostawmy na chwilę opozycję. Porozmawiajmy o władzy i to władzy polskiej. Nie ma pan takiego wrażenia, że nadchodzi szorstka przyjaźń między prezydentem a prezesem? Ja myślę - przecież wiemy wszyscy, pan redaktor też obserwuje scenę polityczną nie od dzisiaj - że to jest trochę wbudowane... Instytucjonalnie. Instytucjonalnie, prawda? Też między premierem zawsze były szorstkie przyjaźnie, więc ja myślę, że to jest naturalny proces, że różne ośrodki władzy - to pokazuje też zresztą, że ośrodki władzy ze sobą konkurują, że wytwarzają się środowiska, są czasem trochę inne stanowiska, ale współpracują. Chce pan powiedzieć, że Nowogrodzka konkuruje z pałacem? Nie, ja myślę, że jest czasami tak, że pojawiają się jakby odmienne zdania. Ja akurat na ten temat niespecjalnie znam szczegóły. Pan nie zna szczegółów, ha-ha. Ale to jest coś naturalnego i to nie jest nic złego, prawda? Co więcej pokazuje, że wbrew tym przekonaniom utartym, mówiliśmy o tym zachodzie, Europie, że to jest jakaś dyktatura, monolityczna władza, nie, to jest jak wszędzie, są różne odłamy, różne środowiska. Mówi pan teraz o obozie PiS-u, w którym są różne odłamy i różne środowiska, tak? No tak. Jesteśmy różnorodną, dużą partią, w której się mieszczą różne nurty ideowe i różne idee. Ale dotychczas akurat prezydent był raczej oskarżany o to, że jest zbyt ugodowy wobec prezesa. O to, że podpisuje wszystko, co mu przyślą. Nie no, pan prezes niczego nie wysyła panu prezydentowi. To chodziło chyba o rząd, że w stosunku do rządu, czy Sejmu. Bądźmy poważni - ja wiem, pan wie i słuchacze wiedzą. Wszyscy wiemy, że rządzenie jest bardzo skomplikowaną sprawą. Ja dopóki nie zostałem posłem nie wiedziałem, że to aż takie skomplikowane. Ile tych dokumentów jest, to wymaga ogromnego aparatu. Ale dokumenty dokumentami, a i tak ostatecznie decyzje zapadają na Nowogrodzkiej. A to jest coś innego, bo wtedy się nie podpisuje, to jest kwestia strategii, prawda? Strategii państwowej. Ona oczywiście siłą rzeczy jest również wypracowana w partii politycznej, która wygrała wybory i jej prezes ma oczywiście dużo do powiedzenia. A dostrzega pan w Pałacu Prezydenckim taką chęć wybicia się na samodzielność, takiej emancypacji? Na przykład to ściągnięcie do Pałacu Prezydenckiego Krzysztofa Łapińskiego, posła, który był w ewidentnej odstawce w PiS-ie? No ja nie wiem, czy Krzysztof Łapiński był w odstawce. On to wie. Ja współpracowałem z Krzysztofem Łapińskim. W czasie kampanii. W czasie kampanii był w odstawce? Nie, w czasie kampanii nie był. W czasie kampanii pan z nim współpracował, po kampanii - koniec, null, zero. Nie, nie. On nawet potem, po kampanii - bo został posłem, więc trudno było z nim współpracować - ale przedtem jeszcze współpracowałem, jeszcze przed kampanią, przez pewien czas doradzał mi na przykład w mojej kampanii w 2014 roku. Ja myślę, że to jest bardzo zdolny, wybitny i pracowity człowiek, poseł. I myślę, że akurat jest dobrym wyborem. Dobry wybór, tak? Myślę, że tak. A że czasami się nie zgadza, może raczej przypuszczam o jego zadzierzystość jako posła. Pan jest bliskim współpracownikiem Jarosława Kaczyńskiego. Jak wygląda prawdziwe "Ucho prezesa"? Nie to kabaretowe? To może też przesada, że jestem bliskim współpracownikiem... To nie jest przesada. Ja bym chciał ostrzec radiosłuchaczy, żeby nie brali satyry za rzeczywistość. To jest karykatura, więc wszystko jest przerysowane. A pan też ogląda? Czasami, tak. Czasami zresztą pan prezes też ogląda "Ucho prezesa" i kiedyś wspomniałem w rozmowie z nim, że niektóre gesty są bardzo dobrze podchwycone. Inne nie - są takie postacie zupełnie nietrafione i trochę brakuje twórcom... Brakuje tam głównie Zdzisława Krasnodębskiego. Nie, brakuje wiedzy. Są koledzy też europosłowie, więc nie ma żadnego powodu, żebym ja tam się pojawiał, bo też nie jestem postacią charakterystyczną. A jak się doradza Jarosławowi Kaczyńskiemu? On chętnie słucha, czy i tak wie wszystko lepiej. Wie dużo, bo jest - muszę powiedzieć - jedną z najwybitniejszych osób, które spotkałem w swoim życiu, a spotykałem na przykład bardzo sławnych filozofów czy w ogóle naukowców... Kaczyński wybitniejszy niż sławni filozofowie? Nie, ale ja bym powiedział, że rzeczywiście kiedyś dla mnie istotnym był lewicowy filozof, np. Jurgen Haber czy Roger Scruton. Poznawałem wybitnych ludzi - miałem takie szczęście w swoim życiu - i pamiętam, poznałem kiedyś przed laty Jarosława Kaczyńskiego w Szczecinie na takim gruncie neutralnym... Na rybach. Nie, na konferencji. I rzeczywiście, miałem od razu poczucie, że mam do czynienia z człowiekiem wybitnym i to poczucie mnie nie opuszcza. Poza tym... To są oczywiście takie deklaracje... Ale rzeczywiście jest tak, że trzeba lubić człowieka, z którym się pracuje. Akurat w moim przypadku tak jest. Krasnodębski o Petru w internetowej części rozmowy: To bardzo ciekawy produkt cywilizacyjny "To jest bardzo ciekawy produkt cywilizacyjny, że pewien człowiek, który się zna na bankowości i wie, jak inwestować pieniądze, nie ma jakiejś podstawowej wiedzy z szeroko pojętej kultury" - mówił o Ryszardzie Petru prof. Zdzisław Krasnodębski w internetowej części Porannej rozmowy w RMF FM. Poseł PiS do Parlamentu Europejskiego mówił też o braku zaufania społecznego do polityków. "To jest oczywiście trudny zawód, w którym trzeba zdobywać głosy, walczyć o popularność, rano się zrywać i przyjść do radia, ale chciałem powiedzieć, żeby ludzie nie wierzyli w to, że wszyscy politycy są bezideowi, na niczym im nie zależy. I oddajmy to też kukizowcom i nawet opozycji totalnej - tam też są tacy ludzie, z którymi można rozmawiać. Mam takich kolegów w Brukseli" - deklarował. Pytany o możliwą rekonstrukcję rządu, nie wykluczył takiej możliwości. "Każdy wie, że wszyscy służymy Rzeczpospolitej. Nie po to zostaje się ministrem po to, żeby ministrem. (...) Są ministrowie, którzy nie cieszą się popularnością, są pewnym obciążeniem politycznym. Czasami to jest związane z jakimiś drobnymi przejęzyczeniami, które się rozdmuchuje do spraw najistotniejszych" - stwierdził gość Roberta Mazurka.