Chodzi o słynną gruzińska misję Lecha Kaczyńskiego, który wraz z innymi prezydentami udał się do Tbilisi. Pilot odmówił wówczas lądowania w Gruzji. Prezydenci Polski, Ukrainy, Litwy i Estonii wylądowali więc w Azerbejdżanie, a dopiero stamtąd - samochodami - udali się do Tbilisi. Zdaniem posła Karskiego, decyzja pilota nie oznaczała troski o bezpieczeństwo niecodziennych pasażerów, ale próbę sabotażu ważnej misji. W Tbilisi bez żadnych problemów lądowały tego dnia samoloty z innymi głowami państw na pokładzie, łącznie z prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym. Dodatkowo w oczach posła Karskiego dyskredytuje pilota odmowa wykonania rozkazu swojego przełożonego. Stanowisko Karola Karskiego poparł dziś prezydencki minister Piotr Kownacki podkreślając, że wszystkie procedury zostały dopełnione i nie było żadnych przeciwwskazań do lądowania w Gruzji. Dlaczego za decyzję pilota miałby odpowiadać również minister obrony narodowej? Logika posła Karskiego jest prosta: Bogdan Klich wykazał zrozumienie dla decyzji pilota, więc popiera tchórzostwo. Na wniosek posła PiS zareagował klub parlamentarny PO. Niech poseł Karski czym prędzej przeprosi żołnierzy i więcej nie opowiada głupot - zganił kolegę Zbigniew Chlebowski. Przyznał co prawda, że procedury mogły zostać dopełnione, ale czasy, kiedy politycy PiS-u wydawali rozkazy wojskowym - dawno odeszły.