Około godziny 19 samolot pierwszy raz podchodził do lądowania. W pewnym momencie pilot zgłosił kontroli lotów, że nie widzi pasa. Wojskowi, którzy byli wtedy na terenie bazy, nagle usłyszeli potężny ryk silników. - Spojrzeliśmy do góry. CASA szła w górę bardzo ostro - relacjonują. Zatoczyła koło nad lasami wokół Mirosławca. Kilka minut po godz. 19 pilot musiał zgłosić wieży, że widzi pas startowy. Wtedy zrezygnował z pomocy kontrolerów i sam rozpoczął procedurę do lądowania. Był już nad bazą wojskową. Samolot znów został zauważony przez wojskowych na lotnisku. Zobacz w INTERIA.PL: Został tylko wrak Maszyna - jak oceniają - zaczęła dość mocno wytracać wysokość. Wszystko wskazuje na to, że zahaczyła o nasyp kolejowy. Świadkowie zauważyli słup ognia, który wydostał się ponad las. Była godzina 19.07.