Na nagraniu udostępnionym przez Gdański Zarząd Dróg i Zieleni widać statek pasażerski "Danuta" płynący Motławą w kierunku przystani przy Długim Pobrzeżu. W pewnym momencie - gdy operatorzy kładki rozpoczęli jej opuszczanie - statek zwalnia, by chwilę później przyśpieszyć i wpłynąć pod niemal domkniętą kładkę. Na nagraniu widać dokładnie, że kapitan jednostki zdecydował się zignorować sygnały informujące o obniżaniu się kładki i omal się z nią nie zderzył. "Mogło dojść do tragedii, do zderzenia zabrakło sekund" "Zachowanie kapitana było skrajnie nieodpowiedzialne" - stwierdził w rozmowie z trójmiejską "Gazetą Wyborczą", która pierwsza opisała tę sprawę, Mieczysław Kotłowski, dyrektor Gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni (GZDiK zarządza kładką). "Nie tylko wpłynął on pod kładkę na czerwonym świetle, ale naraził też swoich pasażerów" - dodaje - "Wielu z nich przebywało przecież na górnym pokładzie. Mogło tam dojść do tragedii, do zderzenia zabrakło sekund". Sprawą zajęła się już policja. "Wstępnie zdarzenie to kwalifikujemy jako bezpośrednie spowodowanie zagrożenia katastrofy w ruchu morskim. Jest to przestępstwo, za które może grozić kara nawet do 8 lat więzienia" - mówi "Dziennikowi Bałtyckiemu" kom. Aleksandra Siewert z gdańskiej policji. Jak dodaje, o zdarzeniu poinformowana została także prokuratura Sprawę zna już także Kapitanat Portu w Gdańsku i prezes Żeglugi Gdańskiej. Ten ostatni w rozmowie z dziennikarzami "GW" zapewnił, że kapitan zostanie ukarany. "Zachowanie kapitana statku było wyjątkowo naganne i zostanie on ukarany [naganą - red.]" - stwierdził Jerzy Latała. Właściciel i prezes Żeglugi Gdańskiej zaznaczył także, że zabroni swoim statkom manewrów przepływania pod kładką w takich sytuacjach, jak również manewrów mijania i wyprzedzania w wąskim przejściu, przy kładce, czy nawet bezpośrednio przed nią.