Do samopodpalenia doszło przy Alejach Ujazdowskich w Warszawie, nieopodal kancelarii premiera. Przed godziną 14.00, 75-latek oblał się łatwopalną substancją i podpalił. Policja potwierdziła, że mężczyzna zostawił na ziemi kilka kartek, najprawdopodobniej był to list. Tuż po wypadku był on przytomny i rozmawiał z ratownikami, którzy zabierali go do szpitala. Prokuratura prowadzi śledztwo w tej sprawie. Zabezpieczono substancję, którą polał się starszy mężczyzna - ta już trafiła do analiz. Śledczy zarządzili też sekcję zwłok. Przesłuchano także osoby, które ugasiły desperata oraz widziały to zdarzenie. Jeden ze świadków, który prosił o zachowanie anonimowości twierdzi, że mężczyzną mogły kierować polityczne pobudki. "Kilka osób zwracało na to uwagę, że słyszało jak ten mężczyzna powiedział, że za Kaczyńskiego, że on musi umrzeć. Nie wiem, jakie byłoby inne wytłumaczenie. Podejrzewam, że najważniejszy jest dokument, który on miał przy sobie, którego na nieszczęście nikt nie widział" - powiedział świadek w rozmowie z reporterem RMF FM. Krzysztof Zasada