Strajk pracowników LOT-u odbędzie się we wrześniu, ale nie podano, kiedy konkretnie. Związkowcy chcą dostosować termin strajku do grafiku pracowników. Jest też innym powód. Monika Żelazik, szefowa związku personelu pokładowego mówi RMF FM, że chodzi o to, by zarząd LOT-u nie miał czasu na represje wobec pracowników i wpływanie na nich. "Chciałabym zabezpieczyć nasze załogi przed mobbingiem ze strony pracodawcy, tak jak to było - odwiedziny w domach, telefony, zastraszanie - żeby tego wszystkiego uniknąć" - powiedziała Żelazik dziennikarzowi RMF FM. "Mamy obowiązek poinformować zarząd na 5 dni przed akcją i to zrobimy" - dodała. Pytana o to, jak długo potrwa akcja strajkowa, szefowa związku personelu pokładowego odpowiada: "Będziemy strajkować do skutku". Monika Żelazik nie chce mówić o skali strajku. Twierdzi, że na pewno weźmie w nim udział ponad 800 pracowników skupionych w związkach, ale - jak dodaje - strajk w referendum poprali pracownicy spoza związków. Związkowcy mówili wcześniej reporterowi RMF FM, że dziś powodów do strajku jest więcej niż w maju, gdy do ostatniej chwili ważyło się uziemienie samolotów. Nadal chodzi o nowy regulamin płacowy i żądanie zatrudniania personelu na etatach, a nie w spółce pośredniczącej. Doszło żądanie przywrócenia do pracy zwolnionej szefowej związku personelu pokładowego i nowe - jak mówią związkowcy - szykany zarządu. Chodzi choćby o ostatnie decyzje o masowych kontrolach trzeźwości pilotów i o kontroli bagaży załóg. Dodatkowo zarząd LOT chce, by związki zapłaciły prawie dwa miliony za zapowiedź strajku w maju. Dlatego Agnieszka Szelągowska, wiceszefowa związku zawodowego personelu pokładowego, pytana o strajk, mówiła: "Nie ma sensu eskalować napięcia. Trzeba po prostu wrzód przeciąć i koniec". Związki zawodowe twierdzą, że mają pełne prawo do strajku, bo ważne jest referendum strajkowe przeprowadzone wiosną. Zarząd je podważa, ale sąd wypowie się w tej sprawie dopiero w listopadzie. (j.) Mariusz Piekarski