Tłumaczenia wyglądają jak obrona napastników, którzy bili, kopali, opluwali i znieważali działaczki blokujące marsz. Śledczy piszą o tym, że aby ścigać te osoby z urzędu musiałyby one... działać umyślenie. Zagadką jest, na jakiej podstawie prokuratura stwierdza, że "zachowania napastników nie były objęte umyślnością". Prokurator bez przesłuchania napastników wie też, że "zamiarem atakujących nie było pobicie". Co więcej - pisze, że napastnicy nie mieli zamiaru spowodować skutku "w postaci narażenia pokrzywdzonych na utratę życia, ciężkiego uszczerbku na zdrowiu lub naruszeniu czynności narządu powyżej siedmiu dni". Warszawska prokuratura nadal odmawia komentarza w tej sprawie. "Jeśli ktoś nie godzi się z decyzją, może ją zaskarżyć" - usłyszał dziennikarz RMF FM. Do pobicia doszło podczas zeszłorocznego Marszu Niepodległości w Warszawie. Kilkanaście kobiet z ruchu Obywatele RP oraz Strajku Kobiet rozwinęło transparent "Faszyzm Stop". Uczestnicy marszu zniszczyli baner, więc kontrmanifestantki usiadły na jezdni i skandowały antyfaszystowskie hasła. Wtedy zostały zaatakowane przez osoby ze środowisk narodowych - były kopane, bite pięściami i opluwane. Krzysztof Zasada