Donald Tusk miał bardzo poważne szanse, żeby zostać szefem Komisji Europejskiej już podczas szczytu UE na początku lipca. Media się wówczas na tym nie skupiły, ale informacje o tym, że był on bardzo poważnie rozważanym kandydatem potwierdziło dziennikarce RMF FM kilku dyplomatów, zarówno z krajów Europy Zachodniej jak i Grupy Wyszehradzkiej. Polska skupiła się wówczas na utrąceniu Fransa Timmermansa, z którym toczyła spór o praworządność. W tym momencie kandydaturę Tuska zgłosiło i poparło kilka krajów. Miał on poparcie między innymi grupy Wyszehradzkiej (oczywiście poza Polską) i kilku krajów Europy Zachodniej. Dla rządu PiS istniało wówczas poważne ryzyko, że kładąc wszystkie karty przeciwko Timmermansowi, nie zdoła zablokować Tuska. - Było to na zasadzie "nie chcecie Timmermansa, no to macie Tuska" - opowiada jeden z rozmówców dziennikarki RMF FM. Rząd PiS, któremu zależało na image’u rządu "proeuropejskiego" i "konstruktywnego", mógł wpaść we własną pułapkę, bo nie da się w Unii przez cały czas mówić "nie". Dla Warszawy ryzyko izolacji i powtórki słynnego "27 do jednego" było wówczas bardzo realne. Polscy dyplomaci twierdzą, że zablokowanie Tuska to była niełatwa gra Warszawy. Z informacji dziennikarki RMF FM wynika, że Donald Tusk sam jednak stwierdził, że jako szef Rady Europejskiej nie może prowadzić negocjacji we własnej sprawie. Teraz mówi się, że jeżeli zostanie szefem Europejskiej Partii Ludowej i ją wzmocni oraz zjednoczy, to za 5 lat jest już murowanym kandydatem chadecji na szefa Komisji Europejskiej. Nowy lider EPL ma być wybrany 20 listopada na kongresie w Zagrzebiu. Katarzyna Szymańska-Borginon