Projekt ustawy miały w sobotę (9 maja) zatwierdzić władze PiS, ale z powodu politycznej awantury - grożącej wyborami 23 maja - całość została przesunięta na nowy tydzień. W nowej specustawie ma zostać zapisane przywrócenie Państwowej Komisji Wyborczej wszystkich uprawnień związanych z organizacją wyborów. Nie będzie już tak, że za organizację wyborów będzie odpowiadała Poczta Polska i nadzorujący ją wicepremier, minister aktywów państwowych Jacek Sasin. To PKW zdecyduje, jak mają wyglądać karty wyborcze i jak mają być rozsyłane.Nowe wybory mają się odbyć w formie korespondencyjnej. Aby było to możliwe, w projekcie nowej ustawy wyborczej znajdzie się zapis, sprawiający, że wszystkie podpisy zebrane pod kandydaturami osób startujących w wyborach, które miały się odbyć dziś (10 maja), zachowają swoją ważność na kolejne wybory. Nie trzeba będzie ich na nowo zbierać.100 tys. podpisów będą musieli zebrać jedynie kandydaci, którzy dopiero będą chcieli dołączyć do wyborczego wyścigu. PiS chciałby, żeby wybory odbyły się 28 czerwca Z ustaleń RMF FM wynika też, że PiS chce przeprowadzić wybory prezydenckie 28 czerwca. Ten termin może być jednak bardzo trudny do zrealizowania. Wczoraj rozmawiali o tym najważniejsi politycy Zjednoczonej Prawicy. Ponieważ nie mogli się dogadać, to poważnie rozważali zrobienie ich już za dwa tygodnie, 23 maja.Jak zauważa dziennikarz RMF FM Krzysztof Berenda, zorganizowanie wyborów 28 czerwca będzie jednak ciężkie z prawnego punktu widzenia. Obecne przepisy jasno mówią, że wybory należy ogłosić co najmniej na 55 dni przed ich przeprowadzeniem - żeby stworzyć komisje wyborcze, żeby kandydaci mogli się zarejestrować i zebrać podpisy i by poprawnie wydrukować karty wyborcze. Jeśli trzymać się terminu 55 dni, to wybory zaplanowane na 28 czerwca marszałek Sejmu powinna zarządzić... tydzień temu. A tego - jak wiadomo - nie zrobiła. Krzysztof Berenda Opracowanie: Magdalena PartyłaCzytaj więcej na RMF24.pl