Para gdańskich żeglarzy na początku listopada wypłynęła niewielkim jachtem z Wysp Kanaryjskich w kierunku Karaibów. We wtorek mąż 67-latki wypadł za burtę jachtu. Pani Elżbieta nie mogła mu pomóc, bo nie potrafi sterować taką jednostką. W czwartek kobiecie udało się na 15 sekund dodzwonić do córki, pani Agnieszki. Po logowaniu telefonu komórkowego udało się ustalić aktualną pozycją jachtu, który znajdował się blisko 500 mil morskich na wschód od Barbadosu. Samolot służby poszukiwania i ratownictwa zlokalizował poszukiwaną łódź. Los 74-letniego pana Stanisława pozostaje nieznany. Nie wiadomo, czy mężczyzna miał na sobie kamizelkę ratunkową, ale - jak mówi jego córka - 74-latek ma z sobą "żółte koło ratunkowe". "Moja mama ma namiary, w którym miejscu mój ojciec wypadł z tego jachtu, także biorąc pod uwagę prąd, wody, prędkość, z jaką taki człowiek się może poruszać, to jest około półtora węzła. Można obliczyć dokładnie, gdzie on mógłby się znajdować" - mówiła pani Agnieszka w rozmowie z dziennikarzem RMF FM. Kuba Kaługa