Podróż prezydenta Francji do Polski miała się rozpoczynać już dzisiaj. Jednak jak się dowiedzieli reporterzy RMF, nie dojdzie do skutku nawet 9 maja. Nowej daty wciąż nie wyznaczono. Główny punkt zapalny na linii prezydent-premier to czas między godz. 10:30 a 13, czyli między powitaniem a lunchem. Pierwotnie francuski przywódca miał go spędzić z w Pałacu Prezydenckim. W tym czasie w Belwederze premierzy i Francois Fillon mieli wraz z ministrami prowadzić konsultacje międzyrządowe. W systemie francuskim prezydent jest jednak ważniejszy od premiera. Strona rządowa zaczęła więc czynić starania o to, aby również polski premier miał szansę na spotkanie w cztery oczy z Nicolasem Sarkozym, jednocześnie oddelegowując do rozmów z Fillonem Lecha Kaczyńskiego. Warto zaznaczyć, że w takiej formule wizyty zabrakło miejsca dla ambitnego ministra spraw zagranicznych. Jego francuski odpowiednik miał nie przyjechać, więc eksponowanie obecności Radosława Sikorskiego nie byłoby uzasadnione. Takie są zasady protokołu dyplomatycznego, a ani minister, ani premier nie mieli ochoty na to, aby jedynymi wspólnymi elementami polsko-francuskiego szczytu były półtoragodzinny lunch i konferencja prasowa. Konflikt na linii Lech Kaczyński-Donald Tusk może poważnie zaszkodzić Polsce. Po pierwsze, Sarkozy planował przywieźć połowę francuskiego rządu, łącznie z premierem. Byłoby to bezprecedensowe wydarzenie, podkreślające wagę, jaką strona francuska przywiązuje do stosunków z Warszawą. Po drugie, francuski przywódca zamierzał przedstawić plany stworzenia jądra Unii Europejskiej, czyli sześciu najważniejszych państw, w tym Polski, które miałyby decydować o rozwoju całej Wspólnoty. Po trzecie, tracimy szansę na szybkie przekonanie Francji co do projektu umiejscowienia siedziby Europejskiego Instytutu Technologicznego we Wrocławiu. Placówka ta miałaby dysponować budżetem w wysokości 3 miliardów euro.