Z szacunków kanału telewizyjnego dla lekarzy TVN Med wynika, że na promocje leków na receptę - czyli w praktyce głównie na prezenty dla lekarzy - koncerny farmaceutyczne przeznaczają blisko 300 mln dol. (ok. 900 mln zł) rocznie. - Ostatnio przedstawiciel pewnej firmy farmaceutycznej zaproponował mi 1 tys. zł za wypisanie 50 opakowań leku za 3,20 - opisuje internauta "lekarz specjalista". Przedstawiciel przekonywał go, że lek jest nie tylko świetny, ale też niezwykle tani dla pacjenta. - Sprawdziłem, że wysokość dopłaty NFZ do jednego opakowania wynosi 315 zł. Wiem, że moi koledzy wypisują go tonami dla tego przedstawiciela. Przykro mi jest, kiedy widzę, jak świadomie sami okradamy siebie - komentuje lekarz. Ministerstwo Zdrowia chce z takimi praktykami skończyć. Lada dzień rozpatrywany przez parlament będzie projekt ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej, który przewiduje zakaz przyjmowania (oferowania, obiecywania lub udzielania) korzyści materialnych przez lekarzy, apteki i hurtownie, jeżeli mogą one prowadzić do zwiększenia poziomu sprzedaży leków podlegających refundacji. Złamanie zakazu byłoby przestępstwem ściganym przez kodeks karny. Dziś koncerny farmaceutyczne bez problemu korzystają z aptecznych dokumentacji, dzięki czemu wiedzą, jaki lekarz przepisał jaki lek. Po nowelizacji jeśli aptekarz przekazałby dane z recept koncernom, nadzór farmaceutyczny mógłby aptekę zamknąć. Nowe przepisy mają przede wszystkim zatrzymać strumień wydatków z budżetu państwa. Na refundację leków w tym roku pójdzie 7 mld zł, czyli o 275 mln zł więcej niż w ubiegłym. Według danych resortu zdrowia ponad miliard złotych z tej kwoty jest marnotrawione na różne sposoby. Lekarze wypisują recepty na nieistniejących pacjentów. Apteki płacą pacjentom za kupowanie u nich leków refundowanych, co powoduje, że chorzy wyłudzają recepty od kilku lekarzy jednocześnie - podaje "GW".