Rewolucja małych kroków
Rozmowa Polityki z prezesem Rady Ministrów Donaldem Tuskiem.
Polityka: - Patrzył pan premier na kolejki tysięcy tirów na wschodniej granicy i co pan czuł: wstyd, złość, bezsilność?
Donald Tusk: - Akurat w sprawie celników widać jak w soczewce wszystkie problemy nie tylko sfery budżetowej, ale w ogóle służb państwowych. Ta sprawa nadałaby się na fascynującą, choć przygnębiającą powieść polityczną. Niezmiernie ciężko jest żyć ludziom, którzy przynoszą do domu 2 tys. zł miesięcznie, pracując w warunkach bardzo trudnych, a często upokarzających, po prawie przymusowych zmianach miejsca zamieszkania. Głośno było lata temu, jak bardzo jest ta służba skorumpowana i jak bardzo wielu celników wybierało ten zawód nie dla lichego wynagrodzenia, ale dla tych ubocznych dochodów. Dziś mamy niskie wynagrodzenia celników, fatalny prestiż zawodu i bardzo skuteczne wyeliminowanie korupcji, bo jest porządny monitoring, są procedury elektroniczne i wzmożona aktywność służb do zwalczania korupcji. A celnicy pracują obok strażników granicznych, którzy zostali doposażeni w ramach przystępowania do Schengen. Mamy więc obok siebie dwie służby mundurowe: jedna zmodernizowana, nieźle opłacana, o niezłym prestiżu zawodowym i druga o złej reputacji, z marnymi pieniędzmi i trudną pracą.
To nieduża grupa, może trzeba było od razu dać te podwyżki, by tych kompromitujących kolejek nie było, zwłaszcza że sam mówi pan jak celnik.
Zaproponowaliśmy podwyżkę realną w ramach budżetu i uważam, że ona jest uzasadniona. Generalnie w ramach sfery budżetowej są dwie racje, które muszą się gdzieś spotkać i zadaniem rządu jest znalezienie tego właśnie miejsca. To jest racja budżetu państwa i racja ciężko pracujących ludzi, których płatnikiem jest państwo i którzy mają prawo oczekiwać wyraźnie wyższych zarobków. Będziemy "wyciskali" budżet, ograniczając zbędne wydatki tyle, ile możliwe, aby dać ludziom pieniądze. Wysokość podwyżek nie będzie jednak zależała od skali i siły protestu. To powtarzam i będę powtarzał.
Kula śnieżna protestów będzie się jednak toczyć. NSZZ Solidarność ogłosił właśnie, że podwyżki należą się wszystkim w sferze budżetowej. Skąd się to wzięło? Czy to nie efekt kampanii wyborczej, hasła Platformy: by żyło się lepiej, wszystkim? Jak chcecie to zatrzymać?
Rzeczywiście, mamy do czynienia z protestami różnych grup budżetowych. Zwracam jednak uwagę, że nasze wyborcze zobowiązanie w stosunku do nauczycieli zostało wypełnione w tegorocznym budżecie, a protest nauczycieli był po podwyżce, a nie przed nią. Nie protest spowodował więc podwyżkę. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że protest ZNP miał nadgonić polityczne skutki faktu, iż to rząd z własnej inicjatywy podniósł płace nauczycieli.
Dwieście złotych nie jest kwotą oszałamiającą.
Dla nauczycieli podwyżka pensji zasadniczej o tę sumę oznacza przecież także wzrost różnych pochodnych. Jak sięgam pamięcią, jest największą podwyżką, jaką dostała ta grupa zawodowa. Będziemy podejmować wysiłki, by w przyszłym roku uposażenia w sferze budżetowej były wyższe niż obecnie. Ale uprzedzam partnerów społecznych, że będziemy je uruchamiali zgodnie z logiką możliwości, a nie logiką protestu.
Janina Paradowska, Jerzy Baczyński
Polityka