Jak powiedział wiceszef komisji etyki Sławomir Rybicki (PO), w głosowaniu nad wnioskiem o ukaranie J. Kaczyńskiego był remis i dlatego sprawa nie została rozstrzygnięta. W grudniu w trakcie debaty nad odwołaniem marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, prezes PiS zarzucił Niesiołowskiemu, że w latach 70. "sypał" w czasie pierwszego przesłuchania. - Mogę tu przynieść pewną książkę i troszkę ją poczytamy publicznie. Będzie pan bardzo czerwony. Bo sypać w pierwszym przesłuchaniu w tak haniebny sposób, to naprawdę fatalna sprawa - mówił wtedy J. Kaczyński. Później w radiowych "Sygnałach Dnia" prezes PiS powiedział, że "trzynastoletnie dziewczynki w zderzeniu z gestapo wytrzymywały potworne tortury, więc nie ma tutaj w ogóle o czym mówić". Sam Niesiołowski przyznał, że po aresztowaniu 20 czerwca 1970 r. zeznawał "od pierwszego dnia". - Wiedziałem, że już pewnych rzeczy bronić się nie da, że są znane SB. Wielokrotnie na ten temat mówiłem. Sięganie do tego i takim językiem mówienie, jak mówi pan Jarosław Kaczyński, świadczy o tym, że ten człowiek jest chory z podłości i nienawiści - ocenił. Politycy PO uzasadniając złożenie wniosku do komisji etyki, mówili, że "Jarosław Kaczyński użył haniebnych, podłych słów w odniesieniu do Stefana Niesiołowskiego" i "takie wypowiedzi nigdy nie powinny mieć miejsca". Komisja, jeśli uzna, że poseł naruszył zasady etyki poselskiej, może zwrócić mu uwagę, upomnieć lub udzielić nagany.