Reiter w "FAZ": Berlin nie zawsze jest świadomy skutków swoich decyzji dla innych krajów
Na łamach "Frankfurter Allgemeine Zeitung" Janusz Reiter, były ambasador RP w Niemczech, wytyka niemieckim władzom brak realizmu w podejściu do problematyki uchodźców. Polityka Berlina jest nieprzekonująca i nieprzemyślana - pisze były dyplomata.
Wiele argumentów przemawia za tym, by w kryzysie migracyjnym udzielić Niemcom wsparcia - pisze na wstępie Reiter. Zwraca uwagę, że Polska też oczekuje od swego sąsiada od czasu do czasu wsparcia; w dodatku należy uczynić wszystko co możliwe, by zapobiec dalszemu zaostrzeniu kryzysu europejskiego. Dodaje, że pozostawienie Niemców samym sobie nie byłoby decyzją rozsądną.
"Jeżeli Niemcy poczułyby się izolowane w Europie, to cała europejska konstrukcja uległaby zachwianiu" - tłumaczy Reiter. Podkreśla dalej, że niemiecka polityka wobec uchodźców kieruje się "godnymi szacunku moralnymi motywami" i, co więcej, stanowi dla wielu ludzi zachętę do "pokazania się z jak najlepszej strony". "Przy całej radości z tego triumfu człowieczeństwa, realizm podpowiada, że takie emocjonalne wzloty ducha nie mogą jednak trwać wiecznie" - zastrzega Reiter. Polityka, zarówno w Niemczech jak i w Polsce, musi być na to przygotowana.
Były ambasador zaznacza, że Niemcy są najbardziej wpływowym krajem w Europie, a skutki podejmowanych przez nie decyzji odczuwają także inne kraje, czego Berlin nie zawsze jest świadomy. Tak było w przypadku zwrotu energetycznego i tak jest obecnie, gdy Niemcy "otworzyły granice dla tysięcy uchodźców, nie deklarując, ilu i według jakich kryteriów chcą przyjąć". "Wobec groźby wymknięcia się fali spod kontroli zaczęto coraz głośniej domagać się europejskiej solidarności" - pisze Reiter.
Niemcy uważają się za kraj otwarty na imigrantów i - jak się wydaje - wychodzą z założenia, że kraje sąsiednie też akceptują dla siebie taką rolę - zauważa autor. "To, czy Polska lub Czechy pójdą w tym samym kierunku, jest jednak sprawą całkowicie otwartą" - zastrzega Reiter. A jeśli tak będzie, to "będziemy potrzebowali wielu lat". Kraje te mają obecnie wrażenie, że Niemcy wywierają na nie presję, by skłonić je do prowadzenia polityki, którą uważają one za nie do zrealizowania. Każdy argument, że niekontrolowany rozwój pomocy dla uchodźców może szybko przerodzić się w pomoc dla imigracji, jest odrzucany jako "niemoralne malkontenctwo" - zauważa Reiter.
Autor zastrzega, że wbrew opiniom niektórych publicystów "Europa nie jest podzielona na Wschód i Zachód, na ludzi pozbawionych miłosierdzia i samarytan, na solidarnych i egoistów". Państwa europejskie mają oczywiście odmienne interesy, ale przede wszystkim mają odmienne historyczne doświadczenia.
Reiter apeluje o deeskalację sporu. Jak zaznacza, krytycy obecnej niemieckiej polityki tez muszą przyczynić się do rozwiązania kryzysu. "Mają jednak prawo oczekiwać odpowiedzi na pytanie, co chcemy wspólnie zrobić, aby za pół roku nie stanąć w obliczu jeszcze większej fali (uchodźców)" - podkreśla autor.
"Europeizacja jest dobrym pomysłem tylko wtedy, gdy dysponujemy przekonującą propozycją polityczną. Coś, co nie działa, nie stanie się lepsze tylko dlatego, że zostanie zeuropeizowane" - ostrzega w konkluzji Reiter.
Reiter był ambasadorem RP w Niemczech w latach 1990-1995. Jego opinie liczą się do dziś we wpływowych kręgach RFN. (PAP)